niedziela, 9 maja 2010

Sobota i niedziela

Wycieczka przedszkolaków

Byłam wczoraj z Mirką i przedszkolakami (program „Przedszkolaki na starcie”) na wycieczce. Wyjazd 9:30 ze Strachówki. Wzięłam też ze soba naszą Marysię. W autobusie bardzo przyjemnie, mamy ze swoimi pociechami, Piotrek za kierownicą, Krzysiek nasz wuefista. Okazja do kolejnych, ciekawych rozmów o gminie, potrzebach młodych, konieczności pisania projektów i szukania pieniędzy. W teatrze „Baj” byliśmy przed czasem. Na spotkanie dzieciom wyszedł duży „lew”. Trzeba było przekonać maluchy, że on nie gryzie i można się z nim przywitać, a potem zrobić zdjęcie. Pierwszy raz byłam na widowni, gdzie większość to trzy, czterolatki. Żywiołowa widownia. Krzyczała z radości kiedy pojawiał się Psiuńcio, śpiewała piosenki i ostrzegała Misia Tymoteusza, o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Bardzo fajnie.
Po przedstawieniu zmieniliśmy plany. Zamiast od razu pojechać do Kolorado zatrzymaliśmy się w ZOO. Wspaniała pogoda, a ogród tuż za rogiem. Trochę mało było czasu, ale dzieci zobaczyły słonia, żyrafę, tygrysa, małpy, lamparta, osiołki , flamingi. Słońce, krzewy białe, różowe, pachnący bez.
Następny przystanek Kolorado – zamek ze zjeżdżalniami, basen z piłeczkami, tunele, rowerki – raj dla dzieci. Była chwila, żeby mamy i jeden tatuś mogli usiąść. Wypiliśmy kawę. Dzieci po prostu szalały. Antoś nie chciał wychodzić. Przekonała go zapowiedź kolejnej niespodzianki. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Mc Donald. Jak niewiele potrzeba (wystarczy plastikowy żółw z zestawu), a już jest okazja do zabawy i radości. Bardzo udany wyjazd. Mam nadzieję, ze podobnie myślą rodzice.

Niedziela
Dziś niedziela. Tak nie chciało mi się iść do kościoła, ale się przemogłam. Chyba trochę z poczucia obowiązku. Wiem, że to niezbyt chwalebne, ale prawdziwe. To zniechęcenie szybko minęło. Niestety ustąpiło miejsca trochę przygnębiającym myślom. Nie ma organisty, na mszy dłużyzny, niezrozumiałe historyczne kazanie, śpiewane Wierzę w Boga (właściwie po co, nikt nie umie). Pomyślałam „teatr jednego aktora”, a przecież jesteśmy jeszcze my, tzw. Lud Boży. Pan Bóg mówi w swoim słowie o pokoju, radości. Gdzie ona jest?
I jeszcze nabożeństwo majowe. Wyszłam, bo nie mogłam tego znieść. Każdy śpiewa na swoją nutę, ksiądz milczy. Po co to wszystko? Czemu ma służyć?
Tęsknię za tym kościołem, który znałam i który współtworzyłam, za aktywnym udziałem dzieci (dary, modlitwa powszechna, komentarz i pięknie śpiewająca schola). Czułam się wtedy, i byłam, u siebie, teraz już nie jestem. Nie znam sie na wielkiej teologii, ale potrzebuję prostoty, piekna i sensu.

3 komentarze:

  1. Cholera, to samo czuliśmy i zapisaliśmy. Mam nadzieję, że ksiądz Andrzej jest wyrozumiały.
    Tak se myślę:
    - pierwsze primo: z Antonim rozpoznawaliśmy się przez laty, z ks. Andrzejem dopiero pare miesięcy
    - drugie primo: był Jasiek z gitarą, mogłaś prowadzić scholę
    - trzecie primo: Antoni ma niebywała cechę: nigdy się nie gniewał, nie widać było, żeby go dotknęły nawet ostre słowa krytyki i narzekań
    - czwarte: biorąc w kupę: niechaj żywi nie traca nadziei....czasu trza... rozmawiajcie o tym w szkole, ucz młodzież odważnej i kulturalnej dyskusji o kościele :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sa zajawki na www.nastarcie.blog.spot.com
    Narobiłem bałaganu w adresach, czeka mnie jutro robota.

    OdpowiedzUsuń