wtorek, 29 maja 2012

Wystąpienie przed Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej


Pomyślałam, że muszę zamieścić na swoim blogu treść tego, co powiedziałam na spotkaniu z Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej Bronisławem Komorowskim w Marózie.  To ważne, chyba nie tylko dla mnie i nie jest już tylko moją własnością. Jeśli  będzie relacja filmowa wrzucę link.

Szanowny Panie Prezydencie. Szanowni Państwo.
Nazywam się Grażyna Kapaon. Jestem prezesem Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska i dyrektorem Zespołu Szkół o tej samej nazwie w Strachówce, w powiecie wołomińskim. Nasze Stowarzyszenie powstało z potrzeby znalezienia odpowiedzi na norwidowskie pytanie Co to jest ojczyzna. Przez wiele lat były wójt gminy przekonywał nas, że jesteśmy małą, biedną gminą, której nie potrzebna jest ani zmiana, ani rozwój. Mieliśmy inne zdanie. Chcieliśmy poznać i zrozumieć czym jest nasza mała ojczyzna i jakie stawia przed nami zadania. Okazało się, że Strachówka ma wspaniałą historię, która wiąże się z Józefem Sobieskim posłem na Sejm Czteroletni, pradziadkiem Cypriana Norwida. Wiąże się z losami rodziny Norwidów i samym poetą. Odpowiedzią na tak wielkie dziedzictwo była pozytywistyczna praca niemalże od podstaw z mieszkańcami i dla mieszkańców. Ale szczególnie bliskie są nam dzieci i młodzież. Poprzez wiele różnorodnyh działań poczynając od wolontariatu, przez kulturę, sport, udział w wielu projektach takich chociażby jak Młody obywatel, Decydujmy razem chcemy, aby młodzi zrozumieli czym jest Rzeczpospolita. Rzecz wspólna, wspólne dobro. Pokazujemy im uniwersalne wartości dobra, prawdy, piękna. W myśl norwidowskiego „bo piękno na to jest, by zachwycało do pracy, praca, by się zmarwychwstało”. To jest motto i misja naszego Stowarzyszenia.
Dokładnie w tej chwili kiedy to mówię, w obecności Prezydenta Rzeczpospolitej Norwidowskiej uczniowie Rzeczpospolitej Norwidowskiej z inicjatywy naszego stowarzyszenia prowadzą debatę oksfordzką na temat „Polacy. Naród wielki, społeczeństwo żadne”. Dzieci w Strachówce dyskutują nad aktualnością tezy jaką przed ponad stu laty postawił Cyprian Norwid. Dyskutują, bo jest taka Szkoła, takie Stowarzyszenie, są ludzie, dla których mówienie o roli wartości w życiu publicznym jest sprawą najważniejszą. I tu muszę postawić sobie i nam wszystkim pytanie, czy taki jest obraz Polski w roku 2012. I odpowiadając na nie mam ogromną prośbę, do Pana, Panie Prezydencie, aby poprzez majestat i powagę swojego urzędu, pomógł Pan nam społecznikom, zapaleńcom, w małej, biednej, ale dumnej gminie Strachówka, (jak i w wielu innych gminach w Polsce) budować społeczeństwo obywatelskie oparte na wartościach. Zapraszam Pana, Panie Prezydencie do nas, do Rzeczpospolitej Norwidowskiej.

niedziela, 27 maja 2012

Cudowne spotkanie w Marózie



Wróciłam, właściwie wróciłyśmy z Wiesią Ołdak z Maróza z XI Ogólnopolskiego Spotkania Organizacji działających na Obszarach Wiejskich. Tegoroczne spotkanie przebiegało pod hasłem „Organizacje samorząd razem, czy osobno”. Rozpoczęło się w 24 maja w czwartek. Zakwaterowano nas w domku Szarotka w centralnym punkcie. Okazało się, że w tej samej części w pokoju obok mieszkają „dziewczyny” z Zalesia Górnego, Roma, liderka Liderów PAFW. Zrobiło się miło i swojsko. Po obiedzie i krótkim spacerze nad jezioro poszłyśmy na inaugurację i pierwszy wykład. Przywitali nas gospodarze i organizatorzy spotkania Krzysztof Margol prezes Fundacji Nida, Piotr Szczepański prezes Fundacji Wspomagania Wsi i Radosław Jasiński szef Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności. Wszystkich trzech miałam szczęście poznać w różnych programach.
Wykład inauguracyjny wygłosił Tomasz Schimanek z Akademii Rozwoju Filantropii. Mówił o tym czym jest samorząd, czym organizacje pozarządowe, co nas łączy, czy i jak współpracujemy? Bardzo ciekawy był wykład dyrektora departamentu Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej Krzysztofa Więckiewicza.

Na spotkaniu dowiedzieliśmy się, że następnego dnia do Maróza przyjedzie prezydent Bronisław Komorowski. W związku z tym padło pytanie kto chciałby coś powiedzieć Prezydentowi. Zgłosiło się wiele organiacji. Żeby było sprawiedliwie organizatorzy zrobili losowanie. Znalazłam się wśród czterech wylosowanych osób, które miały zabrać głos na spotkaniu z Prezydentem. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że przecież będę musiała stanąć nie tylko przed Nim, ale ministrami i pół tysiącem osób siedzących na sali. Na wieczornym ognisku byłam krótko. Nie tylko dlatego, że mieliśmy spotkanie organizacyjne, ale dlatego, że musiałam zebrać myśli. Zastanowić się, co chcę powiedzieć. Długo to trwało. Wiele zapisanych, pokreślonych kartek. Wiele prób. Noc była krótka.


W piątek po śniadaniu mieliśmy „wojenną” odprawę. Kto i gdzie usiądzie, kiedy wstać, kiedy usiąść, gdzie mikrofon.Na schodach budynku konferencyjnego ochroniarze BOR, bramki, kontrola. Czas oczekiwania wydłużał się. To było nieznośne. Sala wypełniała sobie czas oczekiwania wspólnym śpiewaniem, ktos żartował, ktoś coś do nas mówił. A ja chciałam, żeby nikt się do mnie nie odzywał. Zbierałam myśli i największe pokłady odwagi. I padło „proszę Państwa Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej”. Oklaski. Uścisnęłam rękę Prezydenta na przywitanie. Usiedliśmy. Kiedy Krzysztof Margol wywołał mnie jako pierwszą do wypowiedzi i usłyszałam Grażyna Kapaon prezes Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska wyszłam zupełnie spokojna. Wiedziałam o czym chcę powiedzieć. Mówiłam o tym co najważniejsze w moim/naszym życiu szkolnym, rodzinnym, stowarzyszeniowym. Co powinno być najważniejszym w życiu publicznym... o wartościach. A wszystko zamyka się w norwidowskim „a piękno na to jest, by zachwycało do pracy, praca by się zmartwychwstało”.


Po mnie mówił Marek, sołtysowa Ania, Brygida z mniejszości niemieckiej z opolskiego. Głos zabrał Prezydent. Bardzo podobało mi się, że mówi tak zwyczajnie o „Bożych szaleńcach” jakich widzi na sali. Była w tym zwykła ludzka dobroć, uśmiech, prostota, zwyczajność i otwartość. Pomyślałam (zresztą nie po raz pierwszy) to dobry człowiek.
Zrobiliśmy sobie wszyscy zdjęcie z Prezydentem, limuzyny odjechały. A my poszliśmy na kawę (przed budynkiem). I zaczęło się. Wiele osób podchodziło do mnie, ściskało, gratulowało świetnego wystąpienia. Mówili o wielkim wzruszeniu jakie przeżyli, o łzach. To było bardzo miłe. Ale dla mnie najważniejsze były słowa Radka Jasińskiego dyrektora Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności „daję ci to co mam najcenniejszego” i odpiął z klapy marynarki mały znaczek PAFW i dodał „jesteśmy z ciebie dumni”.


Dzień toczył się dalej warsztaty, wspólna zabawa, śpiewanie, obiad, rozmowy, jarmark niby zwyczajnie, a ja miałam uczucie niebywałego święta, epokowego zdarzenia. Dlaczego?
Dlaczego aż tak? I nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Dziś po mszy świętej w Święto Zesłania Ducha Świętego wiem.
Przed majestatem najwyższego urzędu państwa polskiego, w którym jest ciągłość ponad tysiącletniej historii narodu dotknęłam istoty, sedna nie tylko Rzeczpospolitej Norwidowskiej, ale życia.
W sobotę była dyskusja Open Space. Świetna. Wiesia poszła do grupy rozmawiającej o funduszach sołeckiech, ja podzieliłam się (w małej grupce) swoim doświadczeniem z programu „Decydujmy razem”. A potem już tylko, jak zawsze, cudowne pożegnanie. Kilka słów podsumowania, Bułat Okudżawa, marózowa orkiestra, salwy śmiechu, wzruszenia, ostatnie zdjęcia i „Ale to już było”, i powrót do domu z przystankiem i nawiedzeniem kościoła w Opinogórze. Mieszkał tam Zygmunt Krasiński przyjaciel Cypriana Norwida.











poniedziałek, 21 maja 2012

O "Białym Apelu" w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej

Wiele lat temu proboszcz parafii św. Jana Kantego w Legionowie śp. ks Józef Schabowski szukał kogoś, kto poprowadziłby katechezę z najmłodszymi dziećmi. Byłam wtedy na ostatnim, a może przedostatnim roku studiów na wydziale pedagogiki UW, pisałam pracę magisterską i miałam dużo czasu. Byłam w młodzieżowej wspólnocie parafialnej, w duszpasterstwie akademickim. Któregoś dnia Józek zapytał,  przekazując pytanie proboszcza, czy nie chciałabym poprowadzić katechezy dla dzieci. "Ksiądz proboszcz szuka katechetki". Nie byłam po teologii, ani filozofii. To, co miałam, to była "tylko" wiara. Ksiądz proboszcz powierzył mi grupy przedszkolaków i pierwszą klasę. Tak zaczęła się moja przygoda z katechezą.
Przed wieloma laty, już w parafii w Strachówce, ksiądz Antoni poprosił mnie o przygotowanie drugiej klasy do I Komunii Świętej. To było wyzwanie i radość.
To były wspaniałe lekcje, na których mówi się o rzeczach i sprawach najważniejszych. Miałam takie poczucie, że modląc się razem z dziećmi wykonujemy największą pracę wychowawczą, że „załatwiamy” wiele ważnych szkolnych - i nie tylko - spraw. "Bo gdzie dwaj lub trzej modlić się będą..."

Przygotowanie do I Komunii to cały długi rok, a może jeszcze więcej. Z moich wspólnotowych doświadczeń wiedziałam, jak ważne są dni skupienia. Nie - wyjazdy na po-komunijną wycieczkę do zatłoczonej Częstochowy (choć to miejsce kocham szczególnie, wędrowałam tam 9 razy w pieszych pielgrzymkach), ale wspólny wyjazd dzieci z rodzicami, z wychowawcą tuż przed I Komunią Św na dzień skupienia. Dlatego jeździliśmy do Nadliwia, do ks. Krzysztofa Małachowskiego. Była tam zawsze msza św z katechezą dla dzieci, a potem, gdy one się bawiły, rozmowa z dorosłymi. Nieodłączna była też Adoracja Najświętszego Sakramentu, zabawy i wspólna agapa. Były takie lata, że jeździła z nami schola, nasi starsi uczniowie i rodzeństwo. Prowadzili grupy dzielenia, rozmawiali o Panu Bogu z "maluchami", organizowali zajęcia.
A potem przychodziła uroczysta niedziela, przeżywana bardzo wspólnotowo. Patrząc na obecnych w kościele widziałam nie tylko dzieci z klasy drugiej. Były z trzeciej i z czwartej, i z piątej i … . Było rodzeństwo, sąsiedzi, koleżanki i koledzy. To święto ogarnia(ło) całą lokalną wspólnotę, a (bardzo wrażliwym i wszech-czującym) sercem tej wspólnoty jest szkoła. Jak zatem następnego dnia przyjść do niej i nie podzielić się tym, co najważniejsze? Radością, emocjami, myślami, piosenkami i modlitwą! Jak nie przedłużyć tego święta? Tym bardziej, że w poniedziałek po I Komunii dzieci nie mówią o niczym innym. Pragnienie dzielenia się dobrem, jest naturalną potrzebą człowieka.

Wymyśliłam tzw. Biały Apel. Zaproponowałam rodzicom, aby dzieci komunijne przyszły w swoich strojach, bez tornistrów, zaśpiewały, poszły na spacer, były razem. Rodzice dorzucili cukierki dla wszystkich uczniów. A potem ktoś przyniósł ciasto, nauczyciele zrobili herbatę, by przez chwilę być razem - rodzice z nauczycielami, dyrektor z dziećmi i wychowawcą. To dobro pomnażało się. I tak zostało, stając się tradycją. Ważną, bo dotykającą fundamentalnych ludzkich, szkolnych spraw, scalającą szkolną społeczność jak spoiwo.
Kiedy już przestałam przygotowywać dzieci do I Komunii, wychowawcy z nauczycielem religii i rodzicami, sami przychodzili do mnie, pytali o dzień skupienia, o biały apel. Bo przecież nic ważnego w szkole bez wiedzy dyrektora dziać się nie może (tak jak w parafii, bez wiedzy proboszcza). Umawialiśmy się więc w duchu prawdziwej wspólnoty życia i tej samej wiary, jak ma wyglądać "biały" poniedziałek. Bo „biały apel” to przecież nie obowiązek, coś, co musi być w kalendarzu imprez każdej szkoły. To (powtórzę się) potrzeba serca dzielenia się radością z innymi. Tego nie ma w innych szkołach, parafiach i gminach!
Jeśli nie ma poczucia wspólnoty i prawdziwej radości, to wszystko jest nie tak, wszystko staje się sztuczne, udawane, puste. Jeśli nie ma pragnienia spotkania i rozmowy, to po co to wszystko? Szczególnie wychowawca powinien to rozumieć.
Dziękuję Drogie Mamy za Waszą obecność  w szkole, tym bardziej, że wiem, ile miałyście  pracy w tych ostatnich dniach. Przeżyliśmy w rodzinie sześć I Komunii Świętych naszych dzieci (w tym, jedną podwójną :)
Wierzę, że ani jedno słowo dzisiejszej modlitwy na sali gimnastycznej podczas Białego Apelu nie upadło na ziemię, a wszystkie wrócą  do nas, do szkolnej społeczności  błogosławieństwem.  I taki właśnie sens ma  "biały apel".

niedziela, 20 maja 2012

Smutne refleksje

Napisane wczoraj, opublikowane dziś.
Podzielę się przedziwną (delikatnie mówiąc) sytuacją jaka dzisiaj miała miejsce. Choć zdaje sobie sprawę, że znowu wkładam kij w mrowisko.
Od jesieni ubiegłego roku uczestniczę w projekcie federacji Mazovia „Budujemy współpracę na Mazowszu – od organizacji do federacji”. Przedstawiciele organizacji pozarządowych spotykają się średnio co półtora miesiąca, aby rozmawiać i wypracowywać zasady współpracy między sobą, między organizacjami, a starostwem powiatu wołomińskiego. Z naszej gminy pojawiają się przedstawiciele wszystkich trzech stowarzyszeń. Bierze w nich udział (jak dziś) również Stowarzyszenie Przyjaciół Strachówki. Siedząc w kręgu przedstawialiśmy się, mówiliśmy o naszych organizacjach. Czym się zajmują, w jakim pracują obszarze, jakie realizują projekty.
Po prezentacji była przerwa. Okazja, żeby porozmawiać. Kiedy rozmawiałam, z różnymi osobami, przyszła mi do głowy myśl, że ta sytuacja jest nienormalna. Nienormalne jest to, że z każdym można pogadać, choć się różnimy, a z „sąsiadami” z jednej wsi nie. Zupełnie jakbyśmy się nie znali. Jesteśmy z jednej gminy, ba z jednej szkoły. Mówimy/mówią o tej samej społeczności gminnej, o tych samych problemach, a odwracają wzrok i robią wszystko, by broń Boże nie natknąć się na mnie, by za dużo nie powiedzieć, bo ktoś niepowołany usłyszy (czyt. ja). Przecież to jest chore. To droga do nikąd. Ich droga nie moja. Jaki obraz gminy tworzą?
Mieszają się tu różne wątki. Nie da się o tym mówić spokojnie. Nie można, nie da się być w jednej godzinie tylko prezesem stowarzyszenia, w drugiej nauczycielem, dyrektorem, radnym, rodzicem, przedsiębiorcą. Jest się osobą, człowiekiem, otwartym, albo zamkniętym, szczerym, albo nie.
Po co ja właściwie o tym tu piszę? Po co mówię publicznie? Bo choć próbowałam inaczej nic z tego nie wyszło. Bo jutro miniemy się na szkolnym korytarzu jak gdyby nigdy nic, jakby nie było spotkania w Wołominie, jakby nie było problemu, jakby nie było tego, co budowaliśmy przez lata i nie miało to żadnego znaczenia. Ktoś powie to różne sprawy. Ja mówię nie. To jedna sprawa szkoły, wsi, parafii, gminy i naszego, mojego życia. Nie da się budować jakieś innej rzeczywistości, nowej historii. Historii i prawdy nie da się zmienić choćby nie wiem jak bardzo by się starało i co robiło.

Z piękniejszych rzeczy, to wieczorne spotkanie Dzień Matki, w świetlicy, w Budziszynie. Zaprosiła mnie Ala Kokoszka, która kiedyś pracowała w naszej szkole, ale o tym może jutro.

Napisane dziś.
Z trudem jechałam dziś na Mszę Świętą pierwszokomunijną. Dlaczego?
Przez całe lata było to święto nie tylko rodzin, parafii, ale szkoły i moje osobiste. Kiedy wiele lat temu, ksiądz Antoni poprosił mnie o przygotowanie dzieci do I komunii, włączałam w to wydarzenie wychowawców klasy II. Zapraszałam do udziału we Mszy Świętej, do czytań modlitwy powszechnej, (jak widać zwyczaj ten, wcale nie tak oczywisty zachował się).
Wyjeżdżaliśmy na dni skupienia z rodzicami i dziećmi przed komunią do Nadliwia, Loretto, był biały apel. Pamiętam pierwszą scholę, w której była Jola Szatkowska, śpiewaliśmy a capella. Dziewczyny miały czerwone jednakowe wstążki. Potem przez wiele lat śpiewał z nami, ze scholą podczas tej uroczystej mszy Andrzej Suchenek i pan Grzegorz, bo nie było organisty. We wszystko angażowali się wychowawcy. Robiliśmy to wspólnie. Potem zajęła się tym Emilia, choć nie jest z tej parafii, poświęcała swój czas. Uzgadnialiśmy to razem dyrektor, ksiądz, katecheta, rodzice. Od czterech lat nie uczestniczę aktywnie w tym wydarzeniu, ale zawsze bliskie jest mojemu sercu i zawsze je przeżywałam z dziećmi, choćby tylko na Mszy Świętej, a potem w szkole. Dlaczego w szkole? Bo tak rozumiem wspólnotę. Bo życie jest jedno. Jest całością i ciągłością. Dzieje się w szkole, w kościele, w domu, w rodzinie, na ulicy, w urzędzie, a wszystkie te miejsca zachodzą na siebie splatają, oddziaływują na siebie, na mnie, na was, na nas wszystkich. Każdy zgrzyt, niedomówienie, brak rozmowy, prywata i pozory choćby jednej osoby wyłażą, uderzają i niszczą w różnym stopniu wszystkich i wszystko, i nie da się tego przesłonić milczeniem.
Dlatego było mi trudno.
Jak komunia? Ktoś mnie dziś zapytał. Jak komunia. Piękna uroczystość. Święto dzieci, rodzin.




poniedziałek, 14 maja 2012

W imię serdecznej pamięci i prawdy

Kochane Panie z Koła Gospodyń Wiejskich ze Strachówki.

Zaglądam na Wasz blog, który jest kroniką Waszego koła. Jestem bardzo ciekawa co robicie. Jesteście drogie mojemu sercu, szczególnie te Panie, które przez wiele lat brały udział w spotkaniach pokoleń, pielgrzymkach organizowanych przez szkołę, przeze mnie. W mojej pamięci są wspólne wigilie, pieczenie ciast, a nade wszystko wspólna modlitwa. W imię serdecznej sympatii jaką mam dla Was i prawdy piszę ten dzisiejszy post na swoim blogu, choć wiem, że większość z Was tu nie zagląda. Może nawet nie wie o czym mówię. Może  zna tylko jednostronną relację.  Być może zaglądacie na blog www.strachowka-kgw.blogspot.com prowadzony przez panią Krystynę Ołdak. Moje wyjaśnienia odnoszą się do wpisu z niedzieli 29 kwietnia zamieszczonego na blogu KGW w Strachówce.
1 maja zamieściłam na Waszym blogu pod relacją z "Vademecum 2012", w którym brałyście udział (jeszcze raz serdecznie dziękuję) komentarz-prośbę

Proszę o zamieszczenie na blogu KGW w Strachówce pełnej informacji o organizatorach uroczystości, w której  Państwo braliście udział i wspólnie uzgodnionych zasadach uczestnictwa wszystkich KGW. Z poważaniem Grażyna Kapaon. 
Potem jeszcze raz wysłałam komentarz, który niestety  już się nie ukazał, o tej treści.

"Bardzo proszę w imieniu własnym i Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska o zamieszczenie na blogu (kronice) KGW ze Strachówki pełnej informacji o organizatorach uroczystości Vademecum 2012, w której brało udział KGW 29 kwietnia. Dobry przykład takiej informacji jest na stronie www.sps-strachowka.blogspot.com
W dniu 5 maja odbyły się I Gminne Obchody Dnia Strażaka Gm. Strachówka. Organizowała ją jednostka OSP Równe oraz Wójt Gminy Strachówka.”
Jeśli są potrzebne jeszcze jakieś informacje jestem dostępna w każdej chwili w szkole.
Pozdrawiam serdecznie
Grażyna Kapaon
Dziś zajrzałam na Wasz blog i przeczytałam taki komentarz pod moją prośbą. Wpisane przez KGW Strachówka
"Nagłówek wyraźnie mówi, że jest to kronika działań KGW. Wpisy, jak w każdej kronice, są wewnętrzną sprawą organizacji i nie podlegają zewnętrznej ingerencji i cenzurze." 
Czy to jest Wasz komentarz?
Muszę odnieść się do niego, ponieważ stwarza fałszywy obraz mojego stosunku do KGW, a mówiąc po ludzku, do wszystkich Pań. Nie jest i nie było moją intencją ani ingerowanie, ani tym bardziej cenzurowanie wpisów do kroniki. (Choć to zupełnie inna kronika, niż ta pisana na papierze i chowana do szuflady. Rządzi się innymi prawami.). Poprosiłam tylko o należną organizatorom pełną informację o wydarzeniu. Kolejny wpis na blogu KGW o uroczystościach w Równym doskonale pokazuje, że osoba prowadząca kronikę KGW wie o czym mówię i zna zasady dziennikarskiej rzetelności. Dlaczego stosuje je wybiórczo? 
Nie jestem małostkowa, nie o mnie tu chodzi. Idzie o pamięć, o piękno dobrych wspomnień, o zwykłą ludzką życzliwość. Ja mimo wszystko wierzę w  mądrość i prawość. Pozdrawiam serdecznie/
PS Także prowadzącą Waszą kronikę.

wtorek, 1 maja 2012

Vademecum 2012

Vademecum zrodziło się osiem lat temu. Ówczesny (i obecny) starosta Konrad Rytel, witając w 2005 roku korowód na moście na Ossownicy, powiedział, że tego dnia Strachówka jest kulturalną stolicą nie tylko powiatu, ale całego Mazowsza. Pamiętając tamte słowa, przy każdej kolejnej edycji staramy się, aby tak właśnie było. Ta impreza to wielkie logistyczne zadanie. Zaczyna się już jesienią, myśleniem skąd wziąć fundusze na kolejną edycję. Bo oprócz społecznej, bezinteresownej pracy wielu osób, potrzebne są pieniądze. Więc zaczynam wielogodzinne pisanie wniosków na konkursy grantowe do wielu instytucji. Coraz trudniej bowiem o innych sponsorów i darczyńców. Zawsze wspiera nas Starostwo Powiatowe w Wołominie i po raz drugi Gmina Strachówka.

Ale patrząc z drugiej strony jest też łatwiej, bo od trzech lat  Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska jako organizacja pozarządowa ma  możliwość ubiegania się o środki publiczne. Ma coraz większe doświadczenie i wielu przyjaciół. W gminie również nie jesteśmy już sami. Mówiąc my myślę o moich koleżankach i kolegach nauczycielach z Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, niezawodnych pracownikach, przyjaciół szkoły, którzy są w tych działaniach od samego początku. Zmienia się też obraz gminy. Program Integracji Społecznej pobudził do działania innych. Dzięki temu,  dziś możemy liczyć na  ich pomoc i zaangażowanie. Zawsze niezawodna pani sołtys z Równego Hania Wronka skrzykuje panie z KGW Równe.  W tym roku przygotowały stoisko z medalowymi, konkursowymi pierogami z kurek i kaszy pani Marysi Kosińskiej (i wieloma innymi smakołykami) i program artystyczny. Włączają się strażacy pod wodzą prezesa Roberta Przesmyckiego. Są panie z KGW w Strachówce. Zwyczaje i przyśpiewki weselne w ich wykonaniu podobały się wszystkim. Równie smaczne były ich kartacze z mięsem i serem, pyzy.  KGW ubarwiają "Vademecum" ludowymi strojami.
Choć w Zofininie nie ma koła gospodyń, to są super gospodynie. Z nami od samego początku. Asia, Wiesia-sołtysowa, pani Jola, Ania, Jadzia.  Były z nami także panie z Rozalina Małgosia - sołtysowa, Jola. Przygotowały swojską kaszankę, bigos, kiełbasę. Wszystko było smakowite.

Trudno mi nawet wymienić wszystkich, bo nawet nie wiem, kto jeszcze przyłożył rękę  do kulinarnej uczty. Wielkie podziękowania także dla mam z Rady Rodziców i jej  przewodniczącej Jadzi. Dzięki ich zaangażowaniu  był szwedzki stół dla wójtów, burmistrzów, prezesów etc. Były ciasta, kawa, herbata.
Zgrany zespół nauczycieli przygotował to, co najbardziej lubią dzieci, frytki i gofry.
Za wielogodzinną pracę i dobro pomnażane dziękuję.
A przecież to jeszcze nie wszyscy. Muszę powiedzieć o całodniowej, sobotniej, ciężkiej pracy pana Krzysztofa i pana Tadeusza przy stawianiu sceny, budowaniu stoisk, a potem sprzątaniu. Organizacji nagłośnienia przez Pawła, przywiezionych kostiumach przez Krzysztofa i odwiezionych przez Jacka z LGD "Równiny wołomińskiej". O pracy woźniców, panu Maćku z Równego z konikami i bryczką. O kabarecie z Urli. O pomocy jadowskich policjantów, o pracy prasy lokalnej. O "Chlebie Norwidowskim" upieczonym przez Elę Orzechowską, a przecież to coś więcej niż zwykły chleb, to symbol złożony w darze Bogu samemu na ołtarzu podczas najważniejszego momentu  "Vademecum" Mszy Świętej.
W czasie "Vademecum"  tych symboli jest więcej. Procesja dzieci w szlacheckich kontuszach, szlachta na koniach, kwiaty na grobie księdza Jakuba Dosta, poezja Norwida pełna symboli.  Przepiękny koncert w kościele w Sulejowie   kwartetu klarnetowego "Scherzo" i arie operetkowe w wykonaniu sopranistki Barbary Żarnowieckiej i  sławnego tenora Piotra Rafałko.
Przeplatają się style i epoki, a  wszystko to opowiada o  wielkiej historii Strachówki oprawnej w zieleń wiosennych pól i łąk, w błękit nieba.
"Bo kto pracował na miłość, ten potem z Miłością pracować będzie"



"Chleb Norwidowski" w darze ołtarza.


"Pierwszy ułan Rzeczpospolitej" Andrzej Michalik





"I była w tem Polska, od zenitu
Wszechdoskonałości dziejów
Wzięta, tęczą zachwytu — —
Polska — przemienionych kołodziejów!
Taż sama, zgoła,
Złoto-pszczoła!…"

C K Norwid, Fortepian Chopina




KGW ze Strachówki


KGW z Równego