Podzielę się przedziwną
(delikatnie mówiąc) sytuacją jaka dzisiaj miała miejsce. Choć
zdaje sobie sprawę, że znowu wkładam kij w mrowisko.
Od jesieni ubiegłego roku uczestniczę
w projekcie federacji Mazovia „Budujemy współpracę na Mazowszu –
od organizacji do federacji”. Przedstawiciele organizacji
pozarządowych spotykają się średnio co półtora miesiąca, aby
rozmawiać i wypracowywać zasady współpracy między sobą, między
organizacjami, a starostwem powiatu wołomińskiego. Z naszej gminy
pojawiają się przedstawiciele wszystkich trzech stowarzyszeń.
Bierze w nich udział (jak dziś) również Stowarzyszenie Przyjaciół
Strachówki. Siedząc w kręgu przedstawialiśmy się, mówiliśmy o
naszych organizacjach. Czym się zajmują, w jakim pracują
obszarze, jakie realizują projekty.
Po prezentacji była przerwa. Okazja,
żeby porozmawiać. Kiedy rozmawiałam, z różnymi osobami,
przyszła mi do głowy myśl, że ta sytuacja jest nienormalna.
Nienormalne jest to, że z każdym można pogadać, choć się
różnimy, a z „sąsiadami” z jednej wsi nie. Zupełnie jakbyśmy
się nie znali. Jesteśmy z jednej gminy, ba z jednej szkoły.
Mówimy/mówią o tej samej społeczności gminnej, o tych samych
problemach, a odwracają wzrok i robią wszystko, by broń Boże nie
natknąć się na mnie, by za dużo nie powiedzieć, bo ktoś
niepowołany usłyszy (czyt. ja). Przecież to jest chore. To droga
do nikąd. Ich droga nie moja. Jaki obraz gminy tworzą?
Mieszają się tu różne wątki. Nie
da się o tym mówić spokojnie. Nie można, nie da się być w
jednej godzinie tylko prezesem stowarzyszenia, w drugiej
nauczycielem, dyrektorem, radnym, rodzicem, przedsiębiorcą. Jest
się osobą, człowiekiem, otwartym, albo zamkniętym, szczerym,
albo nie.
Po co ja właściwie o tym tu piszę?
Po co mówię publicznie? Bo choć próbowałam inaczej nic z tego
nie wyszło. Bo jutro miniemy się na szkolnym korytarzu jak gdyby
nigdy nic, jakby nie było spotkania w Wołominie, jakby nie było
problemu, jakby nie było tego, co budowaliśmy przez
lata i nie miało to żadnego znaczenia. Ktoś powie to różne
sprawy. Ja mówię nie. To jedna sprawa szkoły, wsi, parafii, gminy
i naszego, mojego życia. Nie da się budować jakieś innej
rzeczywistości, nowej historii. Historii i prawdy nie da się
zmienić choćby nie wiem jak bardzo by się starało i co robiło.
Z piękniejszych rzeczy, to wieczorne spotkanie Dzień Matki, w świetlicy, w Budziszynie. Zaprosiła mnie Ala Kokoszka, która kiedyś pracowała w naszej szkole, ale o tym może jutro.
Napisane dziś.
Napisane dziś.
Z trudem jechałam dziś na Mszę
Świętą pierwszokomunijną. Dlaczego?
Przez całe lata było to święto
nie tylko rodzin, parafii, ale szkoły i moje osobiste. Kiedy wiele
lat temu, ksiądz Antoni poprosił mnie o przygotowanie dzieci do I
komunii, włączałam w to wydarzenie wychowawców klasy II.
Zapraszałam do udziału we Mszy Świętej, do czytań modlitwy
powszechnej, (jak widać zwyczaj ten, wcale nie tak oczywisty
zachował się).
Wyjeżdżaliśmy na dni skupienia z
rodzicami i dziećmi przed komunią do Nadliwia, Loretto, był biały
apel. Pamiętam pierwszą scholę, w której była Jola Szatkowska,
śpiewaliśmy a capella. Dziewczyny miały czerwone jednakowe
wstążki. Potem przez wiele lat śpiewał z nami, ze scholą podczas
tej uroczystej mszy Andrzej Suchenek i pan Grzegorz, bo nie było
organisty. We wszystko angażowali się wychowawcy. Robiliśmy to
wspólnie. Potem zajęła się tym Emilia, choć nie jest z tej
parafii, poświęcała swój czas. Uzgadnialiśmy to razem dyrektor,
ksiądz, katecheta, rodzice. Od czterech lat nie uczestniczę
aktywnie w tym wydarzeniu, ale zawsze bliskie jest mojemu sercu i
zawsze je przeżywałam z dziećmi, choćby tylko na Mszy Świętej,
a potem w szkole. Dlaczego w szkole? Bo tak rozumiem wspólnotę. Bo
życie jest jedno. Jest całością i ciągłością. Dzieje się w
szkole, w kościele, w domu, w rodzinie, na ulicy, w urzędzie, a
wszystkie te miejsca zachodzą na siebie splatają, oddziaływują na
siebie, na mnie, na was, na nas wszystkich. Każdy zgrzyt,
niedomówienie, brak rozmowy, prywata i pozory choćby jednej osoby wyłażą, uderzają i
niszczą w różnym stopniu wszystkich i wszystko, i nie da się
tego przesłonić milczeniem.
Dlatego było mi trudno.
Jak komunia? Ktoś mnie dziś zapytał.
Jak komunia. Piękna uroczystość. Święto dzieci, rodzin.
"Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił."
OdpowiedzUsuń