środa, 30 listopada 2011

"Dlaczego szkoła szkodzi uczniom?" - kontrowersyjnie o szkole

Ostatnie dni są bardzo pracowite. Siedzę nad sprawozdaniami. Może uda się w końcu pomyślnie wszystko pozamykać. Ze szkoły wychodzę nie wcześniej niż o 15 (i niech ktoś powie, że dyrektor nie pracuje i ma za mało godzin przy tablicy). Wczoraj na spotkaniu z rady rodziców było ciekawie. Omówiliśmy najbliższe szkolne wydarzenia. Padła też propozycja, jednego z rodziców, żeby przywrócić dzwonki w szkole. O dzwonkach kiedyś już pisałam, ale chętnie powtórzę argumenty przemawiające za rezygnacją z dzwonków.
1. Najważniejsze- traktujemy ucznia (siebie nawzajem) podmiotowo, jak odpowiedzialnych ludzi (a przynajmniej odpowiedzialności chcemy uczyć), którzy sami potrafią kontrolować czas przerwy i nie spóźniać się.
2. Nauczyciel kontroluje upływ czasu na lekcji, kończy lekcję dziękując uczniom w chwili kiedy zadał pracę domową, podsumował temat, uczniowie są spokojniejsi, nikt nie zrywa się na dźwięk dzwonka.
3. W szkole jest ciszej, nie ma inwazyjnych dźwięków.
4. Nieprawdą jest stwierdzenie, że dzwonki pomagają nie spóźniać się (zarówno uczniom jak i nauczycielom). Ci, którzy się spóźniają będą się spóźniać, nawet jeśli zadzwoni dzwonek. Tak pokazuje moje ponad dwudziestoletnie nauczycielskie doświadczenie.
Ci, którzy chcą wrócić do starego, próbują zwalniać dzieci z odpowiedzialności i minimalnego wysiłku. Czy rzeczywiście o to nam chodzi? Są w Polsce szkoły, w których jest podobnie jak u nas. Może warto byłoby zapytać je dlaczego wprowadziły taką praktykę.
Dziś spotkanie rady pedagogicznej. Bez stałych spotkań nie może funkcjonować żadna instytucja, nie może się rozwijać. Jak się okazało spraw jest bardzo dużo. Wiele się dzieje. Szkoła tętni życiem. To prawda. Tak wygląda z naszej strony. Czy tak wygląda to ze strony ucznia? Jeśli tak jest, to dlaczego słyszę od własnych dzieci i nie tylko „w szkole jest nudno”, co robiliście „nic”, jak było „jak zawsze”. Trzeba potraktować te głosy bardzo poważnie. Potrzebna jest stała refleksja nad szkołą. Dzisiaj „kijem w mrowisko” była rozmowa radia TOK FM z dr Marzeną Żylińską z Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych w Toruniu, ekspertką od procesów uczenia się i neuropedagogiki rozmowa odbyła się przed Kongresem Obywatelskim (wysłuchaliśmy na radzie). Pani dr Żylińska mówiła min.
 „za każdym razem, gdy uświadamiam sobie, jak wielu uczniów nudzi się w szkole (patrz: raport „Szkoła bez przemocy”), ogarnia mnie żal. Tych strat nigdy już nie uda się nadrobić!!! Z badań nad mózgiem wynika bowiem niezbicie, że neurony umierają (i to dosłownie!) z nudów. Gdy dzieci w wieku sześciu lat idą do szkoły, w ich płacie czołowym występuje największa ilość połączeń neuronalnych. Wszystko jest ze wszystkim połączone. Ta gęsta sieć połączeń jest największym darem natury! Jednak stabilizują się, czyli zostają utrzymane, jedynie te połączenia, które są używane. Mózg kieruje się bowiem zasadą: używaj albo wyrzuć. O tym, ile z tych połączeń mózg zachowa, zależy od różnorodności podejmowanych przez dzieci aktywności. Im bardziej są aktywne, im więcej modalności bierze udział w procesie poznawania świata, tym lepiej. Każdy zmysł ma w mózgu swoją reprezentację. Dzieci uczą się dzięki temu, co widzą, słyszą i co robią. Szczególne znaczenie przypada tu dłoniom. Jak pokazuje filogeneza, rozwój gatunku Homo Sapiens przyspieszył, gdy nasi przodkowie zaczęli używać narzędzi. Ta aktywność wpływała stymulująco na rozwój ludzkiego mózgu i tak dzieje się również dziś. Ręce mają bowiem ogromną reprezentację neuronalną. Dlaczego więc, mimo wiedzy na temat procesów uczenia się, sadza się sześciolatki w ławkach i każe im słuchać? W ten sposób wyłącza się naturalne mechanizmy, w które wyposażyła je natura.“
Więcej na stronie www.edunews.pl skąd pochodzi przytoczony cytat.
Mam nadzieję, że wrócimy do tej inspiracji podejmując, być może dla wielu kontrowersyjny temat „dlaczego szkoła szkodzi uczniom?”.

piątek, 25 listopada 2011

Andrzejkowa zabawa


Wczoraj pisałam o zamyśleniu, dziś o zabawie i radości. Śmierć i życie chodzą w parze.
Radości i zabawy było dużo, a to za przyczyną połączonych sił samorządu szkoły podstawowej i gimnazjum. Samorząd zorganizował dla obu szkół andrzejkową dyskotekę. Wydwałoby się rzecz prosta, co tam, to tylko dyskoteka, a jednak. Najpierw trzeba było duuużo wcześniej umówić i „zaklepać” pana Adama Kura (mistrza nad mistrzami, wodzireja najwyższej klasy, bez niego nie udaje się żadna dyskoteka). Potem trzeba było ruszyć głową, jak zdobyć pieniądze, żeby mu za wielogodzinną pracę zapłacić. Następnie obmyśleć i zrobić dekoracje, a na koniec dopilnować całości i posprzątać po zabawie. Mózgiem wszystkiego były nauczycielki - opiekunki samorządu szkolnego pani Iwonka i Mariola. Nic by nie wyszło bez ich pracy, pomysłowości i zapału, ciągłego motywowania uczniów. W efekcie super impreza (jak mówią młodzi).
Dzieci bawiły się świetnie. Co widać na zdjęciach. Przed południem maluchy, po południu „starszaki”, w wielkiej zgodzie i przyjaźni. Po raz kolejny byłam pod wrażeniem naszych uczniów. I kto by pomyślał, zadziwili dyrekcję. Dziękuję. Wielkie podziękowania należą się oczywiście nauczycielom; Marioli i Iwonie, Basi za loterię, Emilii za pracę przy gofrach i wszystkim, o pracy których nawet nie wiem, a przyłożyli rękę, żeby zabawa była bezpieczna i udana. Dziękuję.

Tak mi się marzy muzyczny zespół w szkole. Kiedyś była schola na potrzeby Mszy Świętej szkolnej. Jakiś powrót do wspólnego śpiewania robi Paweł (nauczyciel angielskiego i Krzysztof wuefista - śpiewa z dzieciakami na świetlicy). Fajnie byłoby mieć w szkole instrumenty. Dzieci uwielbiają śpiew, a muzyka łagodzi obyczaje.


Było też coś na słodko, no i ... pieniądze na andrzejki.



A to co? Czyżby oni się nie bawili? Bawili się, bawili i to całkiem fajnie. Widziałam na własne oczy. Ale wykonywali też zadanie projektowe. Badali poziom hałasu (gimnazjalna grupa projektowa klasa III, projekt z fizyki). Ciekawe ile zostały przekroczone dopuszczalne normy).

czwartek, 24 listopada 2011

Zaduszkowa wieczornica



Dawno nie byłam w teatrze. Bardzo dawno, choć z racji uprawianego zawodu powinnam bywać tam regularnie. Cóż to za nauczyciel, który nie orientuje się co „w kulturze piszczy”. Taki los wielodzietnej rodziny. Są ważniejsze sprawy. Ale właściwie nie o tym chciałam pisać. Muszę podzielić się swoimi przeżyciami, których źródłem była wczorajsza wieczornica zaduszkowa, przygotowana przez uczniów klasy III naszego gimnazjum, pod kierunkiem pani Renaty Ołdak (wychowawca i polonistka). To był najprawdziwszy, przepiękny spektakl teatralny poświęcony życiu, przemijaniu, odchodzeniu, śmierci. Na generalnej próbie, na którą zostałam poproszona miałam trochę wątpliwości, dotyczyły dekoracji, ale premiera zupełnie je rozwiała.
Zobaczyłam na niej dojrzałych, młodych ludzi, którzy rewelacyjnie opowiadają o bardzo trudnych, przemilczanych sprawach. O śmierci. Wyglądali pięknie. Czy to ci sami uczniowie z III klasy? Myślałam. Wzruszenie przyszło ze słowami Andrzeja
„Tak mało powiedziałem.
Krótkie dni.
Krótkie dni,
Krótkie noce,
Krótkie lata.
Tak mało powiedziałem,
Nie zdążyłe.
Serce moje zmęczyło się
Zachwytem,
Rozpaczą,
Gorliwością,
Nadzieją.
Paszcza lewiatana
Zamykała się na mnie.
Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata.
I teraz nie wiem
Co było prawdziwe”.
A potem piosenka, pieśń (?)„Ta nasza młodość” i rozmowa „matki z synem” (Martyna i Andrzej)
„Czas na mnie
czas nagli
co ze sobą zabrać
na tamten brzeg
nic
więc to już
wszystko
mamo
tak synku
Byli w tej scenie fantastyczni.
Za wzruszenia, za recytację, za chwilę zamyślenia, za Waszą pracę …. bardzo dziękuję.
I oczywiście dziękuję Renacie, która tę wieczernicę przygotowała, dokładając sobie ogrom pracy.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Odpowiedź na prośbę - o dostępności do informacji publicznej

Józef w komentarzu poprosił, żeby napisać coś o dostępności do informacji publicznej. Mogę tylko przytoczyć to, czego dowiedziałam się z prezentacji Maćka.
A zatem ... . Czy wszystkie informacje są publicznymi? Tak.
Każda informacja o sprawach publicznych jest informacją publiczną. Jest jawna (oprócz tych wyjątkowych, które mają klauzurę tajne, ściśle tajne, ale tych na poziomie samorządów lokalnych nie ma). Każdy obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej. Mówi o tym w art. 61 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Każdy z nas ma prawo uczestniczyć np. w posiedzeniach wszystkich komisji rady gminy (także rewizyjnej), w sesjach rady gminy. Ma również prawo, bez proszenia kogokolwiek o zgodę, rejestrować obrady na wszystkich dostępnych nośnikach. Nagrywać dźwięk, robić zdjęcia, filmować. Udostępnienie wszystkich informacji nie tylko protokołów, notatek do protokołu z sesji, ale także projektów uchwał (przed przyjęciem i po), wszystkich faktur, dokumentów przetargowych etc może odbywać się w różny sposób. Najprościej byłoby, gdyby te informacje ukazywały się na bieżąco w Biuletynie Informacji Publicznej. Niestety powszechna praktyka urzędów jest inna, z różnych powodów odbiega od modelowego wzorca. Często na BIP-ie nie ma żadnych informacji, albo są bardzo, bardzo nieaktualne. Każdy obywatel (pełnoletni czy niepełnoletni) ma prawo wnioskować o interesujące go informacje. Nie ma jednego wzorcowego formularza, ba wniosek nie musi być nawet złożony na piśmie, może mieć formę ustną. Urzędnik ma obowiązek niezwłocznie jej udzielić bez zbędnej zwłoki, ( i dopisek) nie później niż w terminie 14 dni. Można także wnioskować wysyłając maila. A co jeśli nie dostaniemy odpowiedzi? Jeśli po drugiej stronie jest cisza obywatel może złożyć skargę na bezczynność urzędu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Jeśli otrzyma odmowę od urzędu może złożyć odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego lub wnieść powództwo do sądu powszechnego.
Jakim sankcjom podlegają urzędnicy uchylający się od obowiązku udzielenia informacji publicznej? Otóż art. 23 (UDIP) mówi, że „kto, wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi, nie udostępnia informacji publicznej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Konsekwencją tego, może być niemożność startowania w kolejnych wyborach. Były takie przypadki w naszym powiecie.
W pozyskiwaniu informacji obowiązuje zasada bezpłatności, a więc urząd nie może żądać od obywatela opłat za xero dokumentów (nawet jeśli byłoby to 100 i więcej stron), o które prosi.
Tak wygląda prawo. Ludzie niestety go nie znają. Nie jest powszechnym zjawiskiem interesowanie się tym, co dzieje się w mieście, powiecie, gminie. Zresztą sprawujący władzę ( z wyboru!) nie ułatwiają tego ludziom, choćby przez organizację posiedzeń komisji, sesji w godzinach dogodnych dla wyborców lub (szczyt marzeń) np. relację on-line w miejscowych medich lub Internecie.
Ciągle jeszcze tych, którzy pytają i interesują się sprawami publicznymi, uważa się za mącicieli i pieniaczy. A przecież im więcej będzie przejrzystości w naszym życiu społecznym, im więcej będzie tych, którzy pytają, wyższy będzie poziom społecznego zaufania. Dopiero wtedy będziemy mogli uczciwie o sobie powiedzieć, że jesteśmy społeczeństwem obywatelskim.

PS. Wnioskujący nie musi uzasadniać swojej prośby i tłumaczyć urzędnikowi do czego potrzebna mu ta czy inna informacja.

sobota, 19 listopada 2011

Jaka współpraca NGO w powiecie wołomińskim?


Byłam na drugim spotkaniu przedstawicieli organizacji pozarządowych z powiatu wołomińskiego organizowanym przez Federację Mazowia . Odbyło się ono w ramach projektu z EFS „Budujemy współpracę na Mazowszu – od organizacji do federacji”, który realizuje Federacja. Inicjatywa bardzo cenna. Wszyscy uczestnicy spotkania zgodzili się co do tego, że potrzebna jest współpraca organizacji pozarządowych w naszym powiecie. Jest ich dużo, ale nie znamy się, niewiele o sobie wiemy. Potrzebne są zatem jakieś działania, które pomogłyby poznać się. Konieczne są także regularne, comiesięczne spotkania, aby wymieniać doświadczenia, wypracowywać jakąś formę współpracy. O ile bardzo podoba mi się sam pomysł, to realizacja już trochę mniej. W pierwszej części, prowadzonej przez przedstawicieli Mazowi miała być, zgodnie z ustaleniami na pierwszym spotkaniu, prezentacja ( tak zresztą było zapisane w programie) na temat modeli współpracy NGO z pozostałymi sektorami i modele współpracy wewnątrzsektorowej, określenie zasad grupy roboczej, priorytety oraz harmonogram najbliższych działań. Nie do końca rozumiem dlaczego prowadzący nie przygotowali i nie poprowadzili spotkania zgodnie z zapowiedzią. Zastąpili ją swobodną, nie dość dobrze moderowaną rozmową. Wymiana zdań w dyskusji zawsze jest interesująca, i ubogacająca słuchacza, ale każda dyskusja musi wychodzić od zdefiniownia pojęć, sprawdzenia, czy rozumiemy je podobnie. Dotyczy to także, wydwałoby się oczywistych terminów, jak choćby współpraca. Jeśli nie ma tego elementu na początku tworzy się myślowy chaos i bałagan.
Druga część spotkania była znacznie lepsza. Przygotowana przez Zielonkowskie Forum Samorządowe i Stowarzyszenie Kastor z Tłuszcza. Maciek Puławski przedstawił prezentację o dostępie do informacji publicznej. Bardzo ciekawa. Profesjonalnie przygotowana. Wszyscy otrzymaliśmy także wersję drukowaną. I druga krótka prezentacja o konsultacjach społecznych w kształtowaniu przestrzenie publicznej na przykładach Wołomina. Konkluzja - patrzcie i uczcie się jak nie należy tego robić. Moje ucho, po trzydniowych warsztatach na temat konsultacji społecznych było szczególnie wrażliwe i nastawione na kofrontowanie rzeczywistości z właściwym modelem i najlepszymi europiejskimi i polskimi przykładami (chociażby z naszej stolicy)
Najbardziej twórcza, swobodna i integrująca była trzecia część przy pizzy i herbacie. Kolejne spotkanie 10 grudnia.

piątek, 18 listopada 2011

Partnerstwo - klucz do partycypacji

Partnerstwo


Wróciłam z piątego, ostatniego warsztatu dla animatorów partycypacji publicznej.
Jak to się stało, że nasza gmina znalazła się w programie „Decydujmy razem”? Jak to się stało, że jestem gminnym animatorem w programie?
O „Decydujmy razem” przeczytałam w Internecie. Pomyślałam, że to świetna propozycja dla urzędu gminy, dla nowej władzy, tym bardziej, że było to zaproszenie do … realizacji także moich marzeń o otwartym, przyjaznym urzędzie, o prawdziwej demokracji, która przejawia się we współdecydowaniu i współrządzeniu gminą przez jej obywateli. Poszłam z tym do Wójta – Piotra. Nie musiałam go przekonywać, choć wcześniej, ktoś z gminy po pierwszym informacyjnym spotkaniu o programie (jeszcze za rządów poprzedniego wójta) powiedział, że nie warto, że to nic ciekawego. Jakże bardzo, ten ktoś, się mylił.
W lutym pojechałam na pierwsze warsztaty pt „Ja jako animator partycypacji publicznej”. Potem były kolejne: „Diagnoza i rozwój środowiska lokalnego”, „Partycypacyjne planowanie”, "Prowadzenie procesu społecznego – jak angażować ludzi” i ostatnie „Formy i techniki partycypacji publicznej”. Równolegle rozpoczęła się relizacja programu w gminie. Powołanie zespołu zadaniowego, wybór polityki społecznej ( w naszej gminie została wybrana polityka zrównoważonego rozwoju – program rozwoju turystyki), powołanie grupy roboczej, czyli zaproszenie mieszkańców do wspólnego myślenia o gminie. Już przez te kilka miesięcy realizacji projektu, wydarzyło się tyle dobrych rzeczy. Spotkania w Zofininie, Rozalinie w gospodarstwach agroturystycznych, wyjazd studyjny do Debrzna, warsztaty we Franciszkowie, Ogólnopolskie Forum w Augustowie. Ale to, co wydaje mi się najważniejsze, to odkrycie ogromnego potencjału, jaki tkwi w ludziach, ich zaangażowania. I ta radość, że robimy coś razem. Przebudzenie.


To oczywiście początek drogi, ale otwierają się fantastyczne perspektywy.
Program sięga głębiej. Chodzi o to, aby systemowo wprowadzić w Polsce partycypacyjny model sprawowania władzy samorządowej. Jak on wygląda? Składa się z kilku stopni ( tak naprawdę nie są to stopnie drabiny, a płaszczyzny, które powinny funkcjonować jednocześnie i równolegle). Poziom najniższy, podstawowy- informowanie społeczności o zamierzeniach i decyzjach sprawujących władzę, drugi- pozyskiwanie informacji (od ludzi), trzeci - prowadzenie konsultacji społecznych, dalej współrealizacja zadań gminy, współdecydowanie i najwyższy współrządzenie. W demokratycznej Europie to obowiązująca praktyka.
Chciałabym to zobaczyć u nas. Dożyć tej chwili, kiedy takie standardy bedą obowiązywały w gminie Strachówka. A na razie stoimy u podnóża góry i zaczynamy mozolnie wspinać się na szczyt.

A dla mnie osobiście udział w warsztatach, to przede wszystkim poznanie cudownych ludzi. Świetnych trenerów. Zobaczyłam, że zapaleńcy, „pozytywnie zakręceni”, z marzeniami i wizją, prawdziwi społecznicy są także w urzędach. To również nowe obszary wiedzy, poznane i do poznania, i zgłębienia. Bardzo interesujące. Nowe możliwości przede mną i … gminą.
Chętnie podzielę się tym wszystkim, czego się nauczyłam z każdym, kto tylko będzie chciał z tej wiedzy skorzystać.



poniedziałek, 14 listopada 2011

O świętowaniu Odzyskania Niepodległości i debacie oxfordzkiej


Właśnie skończyłam kolejny wniosek. Może uda się pozyskać jakieś pieniądze na sport dla naszych uczniów. Trzeba próbować.



Choć późno muszę choć kilka słów npisać o dzisiejszym dniu. Był szczególny z dwóch powodów. Po pierwsze w szkole świetowaliśmy Rocznicę Odzyskania Niepodległości. To nic nie szkodzi, że dwa dni później. Warto było poczekać na tak świetnie przygotowaną uroczystość. Znowu Emilia zaskoczyła scenariuszem. Nie było zwyczajnie -wiersze, piosenki. Było inaczej. Przedszkolaki zatańczyły krakowiaka. Wyglądały fantastycznie. Mirka (wychowawczyni klasy „0”) całą niedzielę szyła chłopcom czapki. „Czapki z głów” przed Mirką. Wielkie dzięki.
Wielcy Polacy „mówili” o sobie ustami dzieci. W tym pochodzie, od Kopernika począwszy, a na
bł Janie Pawle II skończywszy byli ludzie różnych stanów i profesji, to były obrazy różnego patriotyzmu. Bardzo dobry wstęp do I debaty oxfordzkiej, która odbyła się chwilę po występach dzieci. Wzięli w niej udział nauczyciele. Zespół propozycji broniący tezy, że „Polacy powinni odejść od tradycyjnego rozumienia patriotyzmu” i zespół opozycji, który bronił przeciwnego stanowiska. Jestem pełna podziwu i wdzięczności dla tych nauczycieli, którzy mieli odwagę stanąć przed gośćmi, uczniami i stoczyć ten niezwykły pojedynek. To była fantastyczna, najlepsza lekcja o patriotyźmie. Spotkała się z wielkim uznaniem rodziców, bardzo podobała się uczniom. Muszę pochwalić Marysię (kl VI) i Natalię (kl III G) za odwagę zadawania pytań i publicznego wystąpienia. Ciekawe, że obie stanęły po stronie propozycji.
Po drugie.
Będziemy kontynuować tę formę prowadzenia (nauki myślenia) dyskusji na różne tematy. Nasze Stowarzyszenie (Rzeczpospolita Norwidowska) zaproponowało, zaprosiło klasę VI i wszystkie klasy gimnazjum do turnieju Debat Oxfordzkich. Ufundowaliśmy nagrodę 1000,00 zł dla klasy, która zwycięży. Oby nie zabrakło im entuzjazmu.


O mniej przyjemnych zdarzeniach nie będę dzisiaj pisać. Szkoda zdrowia.

Mimo wszystko to był bardzo dobry (pracowity) dzień. Dziękuję.

niedziela, 13 listopada 2011

Piąte warsztaty w "Decydujmy razem"


Wczoraj odbyło się kolejne, już piąte, spotkanie grupy roboczej w programie „Decydujmy razem”, w którym uczestniczy nasza gmina. Tuż przed dziesiątą było nas niewiele, Marysia- sekretarz gminy, Grzegorz – animator subregionalny i Ewa – ekspert. Bałam się o frekwencję po dość intensywnych ostatnich dniach (spotkanie czwartkowe, święto 11 listopda), ale przyszło ponad dwadzieścia osób. Zaproszenia wysłaliśmy do 50 osób, do wszystkich organizacji; stowarzyszeń, KGW, OSP. Warsztaty prowadziła Ewa Smuk-Stratenwerth. Przyjechała z daleka. Pod Płockiem prowadzą z mężem gospodarstwo ekologiczne, agroturystykę. W programie jest ekspertem, a u siebie uczestnikiem takiej samej grupy roboczej, w tym samym programie. Pracowaliśmy w trzech grupach, podzieleni według miejsca zamieszkania. Na mapy naszych wsi nanosiliśmy to, co jest ich zasobem, wartością, co mogłoby być wykorzystane w rozwoju turystyki w naszej gminie. Wypracowany materiał jest bardzo bogaty. Ekspert podkreślał, że mamy coś niezwykłego, czego nie mają i mieć nie mogą inni, co nas wyróżnia, co już jest marką i na czym powinniśmy budować. Tym czymś jest ... Rzeczpospolita Norwidowska.
Też tak myślę.
Ewa kilkakrotnie podkreślała świetną atmosferę spotkania, energię tkwiącą w uczestnikach, zaangażowanie. Umówiliśmy się na kolejne warsztaty, już w sobotę 3 grudnia.



piątek, 11 listopada 2011

Święto Odzyskania Niepodległości w Strachówce


Święto Odzysknia Niepodległości. Już to zdanie brzmi pięknie. W całej Polsce na różne sposoby Polacy przeżywają ten dzień. Prezydent RP Pan Bronisław Komorowski w przemówieniu mówił „świętujmy ten dzień razem, niech to będzie radosne święto”. A jak to było u nas, w naszej gminie Strachówka. Nasze Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska zaprosiło mieszkańców gminy na wspólne, radosne świętowanie. Rozesłaliśmy zaproszenia (na sesji rady gminy) do wszystkich radnych, sołtysów, stowarzyszeń, OSP, KGW. Na tablicach, drzewach, sklepach zawisły plakaty z informacją. Rozdaliśmy dzieciom zaproszenia dla rodzin.
Dzisiaj od samego rana z Sebastianem i panem Krzysztofem Gorczycą (pomagał Andrzej) napełnialiśmy balony helem. Przy tej, jakże prozaicznej czynności, ujawniły się organizatorskie talenty i kreatywność myślenia.


Na mszę do kościoła pw WNMP w Strachówce przybyli strażacy z OSP w Równem i OSP ze Strachówki ze sztandarami, uczniowie Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej ze sztandarem. Bardzo dziękujemy. Obecność sztandarów przydaje powagi i doniosłości wydarzeniu. Strażacy ze Strachówki mają jeszcze jeden powód do świętowania, obchodzą dzisiaj swoje 93 urodziny. Wszystkiego najlepszego. Byli także wójt gminy Piotr Orzechowski, pani sekretarz Marianna Ołdak, pracownicy urzędu,jedna radna. Przepraszam, jeśli nie dostrzegłam innych. Byli przedstawiciele stowarzyszeń, KGW, nauczycieli, pracownicy szkoły. Eucharystia miała rzeczywiście wspólnotowy charakter. Czytanie przeczytał Wójt, modlitwę powszechną („mężne niewiasty”) odważne kobiety, dzieci przyniosły dary do ołtarza, Marysia przeczytała komentarz. Pan Adam organista (dziękuję, że Pan przyjechał) zaintonował na zakończenie „Boże coś Polskę”. A potem, ten kto został jeszcze pół godzinki, wysłuchał pięknego koncertu pieśni patriotycznych w wykonaniu zespołu muzycznego Prywatnej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Witolda Lutosławskiego w Wołominie. Były to tradycyjne pieśni, których słowa znam na pamięć (nasi uczniowie chyba już niestety nie) zawsze słucham ich z największą uwagą, przejęciem i wzruszeniem.



Na zakończenie dzieciaki wypuściły w niebo białe i czerwone balony. Na błękitnym niebie, w promieniach jesiennego słońca wyglądały pięknie i radośnie. Słodkim kończącym akordem był pyszny urodzinowy tort, tort dla Polski.


Kiedy patrzę na to świętowanie Strachówki teraz, trochę z boku w tle mając relację z Placu Konstytucji w Warszawie, gdzie chulagani rzucają petardami raniąc policjantów, myślę jak wielka jeszcze przed nami praca. I w Strachówce i w każdej gminie w Polsce. Jak głębokie są między nami podziały, jak pozorna zgoda i współpraca. Ja jednak wierzę, że każdy gest, każda myśl wypowiedziana głośno, każda rozmowa, szczery uśmiech, podanie ręki, czasami nawet ostra wymiana zdań (w prawdzie i z miłością) zbliża nas do siebie (mimo różnic, uprzedzeń i niechęci). Myślę, że współpraca będzie możliwa, jeśli tylko prywatę schowamy do kieszeni.


Dziękuję członkom naszego stowarzyszenia za organizację dzisiejszego święta. Sebastianowi i Krzyśkowi za bezinteresowne zaangażowanie, a wszystkim Państwu za obecność.

ps Serdeczne podziękowania dla pana Krzysztofa Kalinowskiego i dla LGD "Równiny wołomińskiej"

czwartek, 10 listopada 2011

O spotkaniu i ... produkcie lokalnym.

Trudny to był dzień. Pełen zawirowań. Z samego rana niespodziewana, konieczna podróż do Wołomina, a o 10 ważne wydarzenie w świetlicy wiejskiej w Strachówce. Piszę wydarzenie, bo nie wiedziałam jaki ma ono charakter, czy jest to konferencja, warsztaty, wykłady. Wiedziałam, że będzie o produkcie lokalnym. Poczęstunek przygotowywały Koła Gospodyń Wiejskich z Równego, Strachówki, panie z Zofinina (temu poświęcone było spotkanie robocze kilka dni temu).A moja rola ? Wójt poprosił mnie o przygotowanie prezentacji o Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Trochę się spóźniłam, bo po drodze konieczna wizyta w szkole i poszukiwanie ważnego dokumentu w domu. Sala zapełniona po brzegi. Usiadłam z boku. Właśnie redaktor naczelna "Życia powiatu wołomińskiego" pani Teresa Urbanowska prezentowała film o promocji produktów lokalnych na dożynkach powiatowych, diecezjalnych, w Wilanowie w czasie festiwalu. Przedstawiała ideę spotkania. Nareszcie. Usłyszałam, że jego inicjatorem jest Mazowieckie Forum Biznesu, Nauki i Kultury (stowarzyszenie pani Teresy), Urząd Pracy w Wołominie. To stowarzyszenie i Urząd realizują (jak zrozumiałam) wspólny projekt dotyczący rozwoju gospodarczego gmin poprzez promowanie tradycyjnej (swojskiej) żywności. Bardzo dobry pomysł, szczytne cele. Doskonale wpisuje się w ten projekt gmina Strachówka. Jest wiele osób, które robią pyszne wędliny, sery, kartacze, pierogi, ciasta. Jak przekuć te umiejętności na pieniądze, korzyści indywidualne i rozwój gminy? Odpowiedź nie jest prosta, ale dzisiejsze spotkanie było początkiem szukania odpowiedzi.
Świetne było wystąpienie pana dr Grzegorza Russaka o „Żywności naturalnej o charakterze tradycyjnym produkowanej lokalnie i regionalnie na rynkach Unii”. Prawdziwy gawędziarz, znawca tematu, realista. Nie szczędził gorzkich słów pod adresem Polaków (choć mówił tak dowcipnie, że wzbudzał salwy śmiechu). To co szczególnie zapamiętałam to to, że jeśli chcemy być konkurencyjni, chcemy sprzedawać naszą żywność, to nie może to być kuchnia „chłopskich biednych chat XVIII wieku, a kuchnia polskich, szlacheckich dworów i dawnych plebani”. Na produkt lokalny, czy to będzie ser, chleb, pieczony prosiak, cokolwiek innego, trzeba spojrzeć jak na element wielkiego dziedzictwa kulinarnego. To może być narzędzie rozwoju. Pod warunkiem, że rozwój regionalny, lokalny będziemy postrzegać całościowo, jako rozwój środowiska, rolnictwa, produkcji żywności, turystyki, zdrowia, kultury, zachowania dziedzictwa kulturowego.
Ja za Grześkiem Grabowskim (który słusznie zauważył) dodam, że trzeba zacząć od budowania tego, co najważniejsze, kapitału społecznego, u podstaw którego leży wzajemne zaufanie i współpraca.
Choć miałam bardzo ważną sprawę do załatwienia zostałam do końca. Przedstawiłam prezentację o Rzeczpospolitej Norwidowskiej. Miałam wrażenie, że obecni na sali słuchają z uwagą i zainteresowaniem. Wszak mówiłam o wielkim dziedzictwie Strachówki.
Spotkanie udane, potrzebne. Gratulacje dla organizatorów- Gospodarza gminy, a szczególnie dla Pań z kół gospodyń z Równego, Strachówki, z Zofinina.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Po VI Kongresie Obywatelskim


Byłam na VI Kogresie Obywatelskim. Odbywał się w gmachu Politechniki Warszawskiej. Organizowany jest przez Jana Szomburga prezesa Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Temat tegorocznej debaty brzmiał „Jaki rozwój, jaka edukacja w XXI wieku? Czyli Wielkie przewartościowanie.” Gościem Honorowym był Bronisław Komorowski Prezydent RP.
W sesji plenerowej otwierającej Kongres wystąpili: prof. Agnieszka Kołakówna, dr Bogusław Grabowski, Maciej Witucki prezes zarządu TP są, Kinga Baranowska- himalaistka, Jacek Krwiec prezes zarządu PKN Orlen, Robert Firmhofer dyrektor Centrum Nauki Kopernik, Karolina Firlej tegoroczna maturzystka. Z tej części bardzo podobało mi się wystąpienie Roberta Firmhofera (w sobotę CNK obchodziło pierwsze urodziny, odwiedziło go milion Polaków, to oszałamiająca liczba). Zwrócił on uwagę na bardzo szybki przyrost wiadomości i wiedzy. Ten wątek przwijał się także w innych wystąpieniach. Mówi się, że co cztery lata wiedza przyrasta dwukrotnie. Jak w tym gąszczu wyodrębinić to co ważne, kto i na jakiej podstawie ma to zrobić, czego powinni uczyć się nasi uczniowie? Co tak naprawdę będzie im potrzebne za 10, 20 lat?
Świetne było wystąpienie himalaistki Kingi Baranowskiej. Zachwyciła uporządkowaniem i jasnością myśli. Zaczęła od tego, że trzeba mieć marzenia, potem jasno określony cel i uczyć się od innych, wykorzystując energię tkwiącą w nas samych. Zainteresowała się wspinaczką i zachwyciła górami dopiero na studiach (daleko od gór na Uniwersytecie Gdańskim). Dziś zdobywa Koronę Himalajów.
Każdy z nas ma jakieś marzenia, czy pytamy o nie naszych uczniów, czy pomagamy im je osiągać poprzez stawianie bliższych i dalszych celów?
Bardzo ważny był głos tegorocznej maturzysytki . Obraz szkoły widziany oczami uczennicy jest przerażający. Niestety nasze starsze dzieci mówią dokładnie to samo. Polska szkoła nie uczy myślenia, kreatywności, nie dostrzega człowieka, jest makabrycznie nudna. Ale kto tego chce słuchać?
Po przerwie spośród ośmiu sesji wybrałam temat „Czy potrzebujemy „przewrotu koprenikańskiego” w edukacji? Moderatorem dyskusji był redaktor Edwin Bendyk. Przysłuchując się kolejnym wypowiedziom nasunęły mi się takież (gorzkie) refleksje; Nie dobrze, że nie znam języka angielskiego, trzeba wziąć się do pracy (po prezentacji Sir Kena Robinsona – Changing Education Paradigms. Pociągnęłabym watek i chętnie dowiedziała się czegoś więcej (wiedza nieznana, a bardzo potrzebna nauczycielom) na temat neurodydaktyki. Na przykład jakie substancje muszą być wyprodukowane w naszym mózgu, żebyśmy mieli motywację do nauki? Może kiedyś o tym opowie nam nasz syn Łazarz studiujący kognitywistykę.

Kongres był niezwykle inspirujacy. Przywiozłam materiały. Od wczoraj czytam z niemałym zainteresowaniem raport Witolda Kołodziejczyka i Marcina Polaka „Jak będzie zmieniać się edukacja?” O tym w następnym poście.

środa, 2 listopada 2011

Debata oxfordzka


Tradycją naszej szkoły są tzw. szkolne poniedziałki, właściwie w tym roku są to środy. Na początku roku szkolnego organizując pracę rady pedagogicznej przyjęliśmy, że środowe popołudnia przeznaczone są na wspólne działania nauczycieli. To czas dla szkoły, nie planujemy w tym dniu wyjazdów do fryzjera, lekarza, towarzyskich spotkań etc. Szkolne środy przebiegają w różny sposób. Są to szkolenia, praca zespołów zadaniowych, posiedzenia całej rady, odprawa liderów, zebrania z rodzicami itp. W dzisiejszym spotkaniu brali udział wszyscy nauczyciele. Poświecone było debacie oxfordzkiej. Po krótkim wprowadzeniu i przypomnieniu zasad debaty, podzieliłam radę na dwie grupy. Przez pół godziny przygotowywały się one do obrony lub obalenia tezy „Współczesna szkoła przygotowuje uczniów do wyzwań XXI wieku”. Grupy wybrały zespoły propozycji i opozycji. W pierwszej znaleźli się: Renata Ołdak, Jola Staniszewska, Józef Kapaon, w drugiej Emilia Badurek, Sebastian Radzio, Mariola Orzechowska. Obserwując pracę grona pedagogicznego widziałam, jak trudnym zadaniem jest wystąpienie publiczne, nawet dla nauczycieli, nawet przed audytorium, którym są koledzy i koleżanki z pracy. Temat nie powinien sprawiać kłopotu, przecież jest (a przynajmniej powinien być) nam wszystkim bliski.
Przekonaliśmy się, że nie dokońca potrafimy zdefiniować te wyzwania. Jest nad czym myśleć.
Mam nadzieję, że to pierwsza z cyklu debat. Może przekonam nauczycieli, żeby przygotowali debatę oxfordzką na temat patriotyzmu, na obchody rocznicy Święta Odzyskania Niepodległości. Chciałabym zmiast „akademii ku czci” (może razem z ) zaprosić uczniów gimnazjum na debatę. To byłoby wydarzenie. Nie tylko dyskusja, ale jeszcze przygotowana przez nauczycieli dla uczniów.


Drugą propozycją, którą zaproponowałam szkole w imieniu Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska to turniej debat dla gimnazjalistów. Regulamin turnieju zostanie opublikowany na stronie szkoły i stowarzyszenia w najbliższym czasie. Dla zwycięskiej drużyny przewidujemy ciekawe nagrody, a dla klasy nagrodę finansową.