Wczoraj przeżywaliśmy 100 lecie naszej Matki boskiej Annopolskiej tzn wystawienia prześlicznej figury Maryi w ogrodzie. Pamiętam kiedy 21 lat temu postanowiliśmy przeprowadzić się z Legionowa do Annopola ludzie pytali „a co wy tam będziecie robić”, a my, w właściwie Józef odpowiadał „będziemy zapalać lampkę Matce Bożej w ogrodzie, będziemy kustoszami miejsca”. Potem było różnie światełko raz się paliło, raz gasło. W codziennej gonitwie zapominałam o Niej, rzadko do Niej chodziłam. Wierzę jednak głęboko, że Ona w jakiś szczególny sposób się nami opiekuje. Jej oddawaliśmy, jeszcze przed narodzeniem, każde nasze dziecko. Jechaliśmy do Matki Bożej Kodeńskiej, ale przecież Kodeńska, Częstochowska, Annopolska to ta sama Matka Jezusa Chrystusa.
Wczorajsza uroczystość była piękna. Msza święta, agapa przy wspólnym stole (dziękuję pani Małgosi z Marysina za ciasto), rozmowy z przyjaciółmi do nocy, a po północy niełatwe z własnymi dziećmi.
Przygotowywałam się do tego wydarzenia jak do najprawdziwszych urodzin i choć w rodzinie nie obchodzimy (czyt. wyprawiamy urodzin, nawet osiemnastek) to stulecie figury miało szczególne znaczenie.
Matka- nie myśli się o niej na co dzień, Ona po prostu jest. Częściej modlę się do Jej Syna, Ona pozostaje w cieniu. A przecież ze mną jest. To jest dla mnie tak oczywiste.
Tak jak oczywiste jest to, że stoi tam w rogu ogrodu. Czasem sowa przysiądzie jej na głowie, czasem motyl usiądzie na sercu, biały płaszcz śniegu przepięknie ją okryje, albo zachodzące słońce rozświetli. Jesteśmy niezwykłymi szczęściarzami i wybrańcami, że mamy swoją matkę Bożą Annopolską ze stuletnią historia miejsca, rodziny, domu i ludzi, którzy przed Nią się kłaniali.
No i proszę - kto tu jest bardziej poetycki!
OdpowiedzUsuńWidzisz, że musisz pisać! Bo musimy się uzupełniać - kochana zono. Musisz docieplać moje wypracowania ;-)
Jest poniedziałek, rano, a ja jestem jeszcze w atmosferze sobotniego wieczoru i nocy. Dziękuję Panu Bogu za tę uroczystość, spotkanie z Wami, Mszę Św. i światełko w pewnym moim problemie. O coś Matkę Bożą poprosiłam i coś obiecałam. Dostałam to, o co poprosiłam, choć tak po ludzku to było niemożliwe i nie do rozwiązania. Teraz muszę dotrzymać tego, co obiecałam. Cieszę się, że była z nami Iwona, ona też jest pod wrażeniem. Fajnie było pogadać z Wami, z Waszymi gośćmi, pośmiać się, pomodlić, pośpiewać. No i myślałam, że już mnie niczym nie zaskoczycie, a tu proszę, udało się Wam. Teraz czekamy z dziećmi na kolonie. Nie tylko wypoczynek, piękny kawałek Polski, ale przede wszystkim spotkanie z Kapaonami. Mogłabym Ci to powiedzieć dziś, jutro w pracy, ale chcę napisać. To jest moje świadectwo.
OdpowiedzUsuń