sobota, 31 lipca 2010

Kamienie 2

Dopisane po południu:

Przed południem pojechałam do Krawcowizny, szukałam sołtysa, żeby przedstawić projekt „Artystyczny wóz Drzymały” i poprosić o udostępnienie jakiegoś miejsca na spotkanie. Nie dojechałam. Po drodze rozmawiałam z jednym z mieszkańców, starszym człowiekiem, który wskazując na domy mówił: tam mieszkają samotni staruszkowie, tam wdowa, tam matka z synem. Nie ma młodych ludzi, nie ma dzieci. Pomyślałam - przyjadę tu później.
Pojechałam na Księżyki. Pani Czerwińska udostępniła kawałek łąki. Możemy przyjeżdżać.

Przeczytałam, co Józef napisał na swoim blogu o mnie, jako kandydatce na wójta. Nie jest w polskim zwyczaju mówić dobrze o innych, a cóż dopiero o żonie, lub o samym sobie. Ale to niedobry zwyczaj, rodzaj poważnego zahamowania.

Szkoda, że tak mało ludzi próbuje to zmienić. Niestety szkoła nie pomaga, nie uczy asertywności, wprost przeciwnie.
Chcę się przyznać do czegoś publicznie - tak, posiadam wiele z wymienionych przez Józefa cech. Może wszystkie? Nie wiem oczywiście, co myślą o mnie inni. Tak rzadko mają odwagę mówić to, co myślą o bliźnich.
Do tych wyjątków należy Emila. Dzięki za dobre słowo :-)

piątek, 30 lipca 2010

Kamienie 1

„W Twojej dobroci wysłuchaj mnie, Panie”

Nie jest łatwo wrócić z Murzasichla do Strachówki. Minął dopiero tydzień, a ja czuję jak coś, jakiś kamień, chce mnie przygnieść. Zastanawiałam się dlaczego? Co to jest? Czyżby wielość obowiązków? Spraw i problemów odłożonych, o których chciałoby się zapomnieć? Chyba nie. Przecież pobyt w górach, to nie był odpoczynek, jak wydaje się niektórym, tylko ciężka praca i ciągła odpowiedzialność. Dlaczego tamta praca sprawiała radość, dawała satysfakcję, choć nie wiązała się z żadnym wynagrodzeniem? Tam, choć w obcym miejscu, czułam się bezpiecznie, w pełni akceptowana, wolna. Tu jest inaczej.

Chyba po części znajduję odpowiedź. Bo tam życie toczyło się w życzliwej wspólnocie. W gościnnym domu naszych gospodarzy, w otoczeniu, w kościele... w Prawdzie.
Tu wracam do złowrogich spojrzeń pani P, do nieprzyjemnych warknięć pani A, do niedomówień, niejasności, fałszu. I nic nie mogę z tym zrobić.
Muszę jakoś wewnętrznie, ciągle walczyć z tymi głosami o to, że jestem u siebie, że to moja gmina, moje miejsce. Choć nie mam tu rodziny z dziada pradziada, choć nie uprawiam ziemi - przez swoją pracę mam prawo pełnego obywatelstwa! Może większe od A, B,C i P ;-)

Wczoraj byłam u pani Ani, sołtysowej z Kątów Wielgi. Bardzo to miłe spotkanie. Od tej wsi rozpoczynamy w czwartek naszą wędrówkę „Artystycznym wozem Drzymały”, z warsztatami dla dzieci. Mój projekt (Stowarzyszenia Rzeczpospolita Norwidowska) otrzymał dofinansowanie z programu „Działaj lokalnie”. Chciałabym, żeby to była chwila dobrej zabawy dla dzieci, we wsiach gdzie mieszkają. Czy przyjdą?

Potem z Zosią próbowałyśmy znaleźć sołtysa w Krawcowiźnie, nie udało się. Można się w tej rozległej wsi pogubić. Czy spotkam tam życzliwych ludzi?

A na koniec przygoda z "kapciem" w samochodzie i zepsutym kołem zapasowym. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Dzięki wielkie Andrzejowi i Jadzi za pomoc. Dobrze, że jesteście :-)

środa, 28 lipca 2010

O życiu

Obudził mnie dzwonek nastawiony jeszcze w Murzasichlu na 5:45. Zerwałam się myśląc, że to już siódma. Za oknem jesienna pogoda, pada deszcz. Cisza, wszyscy śpią. Lubię taki moment, zanim dom zbudzi się do życia.
Z dzisiejszych czytań „Bóg jest Miłością, jeśli się miłujecie trwacie w Miłości, trwamy w Bogu." Ale tylko jeśli w Nim trwamy, możemy naprawdę kochać.
Bardzo lubię kanon z Taize „Bóg jest Miłością, miejcie odwagę żyć dla Miłości, Bóg jest Miłością nie lękajcie się”. Szczególnie to „miejcie odwagę żyć”, bo trzeba nielada odwagi, aby Jemu zawierzyć, oddać wszystko i zgodzić się, aby poprowadził, choć nie wiem dokąd. Bo co to znaczy - życie wieczne? Często buntowałam się przeciw temu. Nie wiem tego i dziś, ale czy to ma znaczenie? Chodzi chyba o to, aby tu życie miało sens. Rozmawiałam o tym wczoraj z Jaśkiem jadąc do Zielonki. O tym także, że on, jego rodzeństwo, ja, mamy najlepszego przewodnika i pomocnika w tej drodze - ojca i męża.
„Bóg jest światłością świata, Kto idzie za Nim, będzie miał światło życia.”

Potrzeba mi tego światła na kolejne dni.

Bardzo podoba mi się postać św. Marty. To ona wyszła na spotkanie Jezusowi, Maria została w domu. Ona dała świadectwo swojej głębokiej wierze. Ta krzątająca się, zatroskana o wiele, o wszystko - kobieta. Mocno stojąca na ziemi i głęboko zapatrzona w niebo. Chciałabym być do niej podobna.

wtorek, 27 lipca 2010

Powrót

Po długiej nieobecności wracam na swojego bloga. Kolonijny blog był (jest) ważny dla wszystkich rodziców, kolonistów, tych co na nim zechcieli coś zapisać, jest ważny także dla mnie. Mój blog jest przede wszystkim dla mnie samej, żeby żyć bardziej świadomie. To rodzaj pewnego zobowiązania (głównie wobec siebie), aby dzielić się sobą z innymi i w ten choćby sposób stawać się bardziej przejrzystym.
Kolonie w Murzasichlu były czasem wielkiego pokoju. Powrót do Strachówki przynosi stare i nowe lęki, niepewności, dlatego „Wyzwól nas, Boże, dla imienia Twego”.

środa, 14 lipca 2010

O pieśni i małżeństwie

Miałam jeszcze wczoraj skończyć pisanie o małżeństwie, ale przyszły dzieciaki, żeby wpisać się na blogu. Potem z Jaśkiem, Emilą, Zosią i Helena słuchaliśmy ballad irlandzkich i Kapeli Brodów. Uwielbiam starą, polską pieśń ludową „A ty żaczku nauczony” . Budzą się przepiękne wspomnienia pobytu Brodów i dzieciaków ze szkoły w Nadliwiu. Przydarzył nam się cud.

Te pieśni; irlandzkie, szkockie, polskie i pewnie wszystkich narodów świata mają w sobie jakąś odwieczną tęsknotę człowieka. Za czym? Sama nie wiem. Za Dobrem Pięknem i Miłością. Mają w sobie jakiś smutek, który (i zmęczenie) nie pozwolił dokończyć wczorajszego wpisu.

A dziś rano przeczytałam

Rana w ranę
podobni do siebie

jakże inaczej mogli się rozpoznać
z tej samej nocy na światło wychodząc

co jeszcze mogli powiedzieć o sobie
lub jaką pieśń zaśpiewać razem

o nowym życiu
najpiękniejszym darze

o wiecznym cudzie
który zwie się miłość

o Andrzej Madej

wtorek, 13 lipca 2010

O małżeństwie

przeniosłam się trochę na www.murzasichle2.blogspot.com ale tu rozmawiam trochę ze swoim mężem. Jaka ogromna tajemnicą jest sakrament małżeństwa. Do śmierci będę pamiętać naszą rozmowę w Dolinie Chochołowskiej, kiedy tak szliśmy zimą, jeszcze przed ślubem, o tym, gdzie tkwi źródło małżeństwa, rodziny. Mówiliśmy, że jeśli nie tkwi w Miłości, to próżne nasze starania.

niedziela, 11 lipca 2010

Smutny początek

Jeszcze nigdy nie było mi tak ciężko wyjeżdżać na kolonie. Późnym wieczorem Józef powiedział, ze Jadzia nie przyjedzie. Nie może. Zanim cokolwiek powiedział, wiedziałam co będzie. Jest mi ciężko nie dlatego,że będę musiała nieść ciężar odpowiedzialności i organizacji. Jest mi ciężko i smutno, bo On nie pojedzie autobusem przez Polskę. Nie będzie z nami wieczorami. Czuję się okropnie.
A jak On się czuje?

środa, 7 lipca 2010

Po spotkaniu

Chyba się starzeję, bo polubiłam ranne wstawanie. Wakacje, a ja o szóstej na nogach. Nie zdarzało się w ciągu roku szkolnego. Odkryłam, że rano łatwiej mi się pisze. Nic mnie nie rozprasza i myśli jakby świeższe. Zawsze sądziłam, że jestem raczej sową niż skowronkiem, (ale czy dla skowronków szósta to nie jest późno?)
Wczorajsza wizyta Jarka, mojego tutora w programie Liderzy PAFW i spacer po lesie po raz kolejny uświadomiła mi, że kocham miejsce, w którym żyję. Kocham Annopol, nasz dom, mimo wszystkich niedogodności. Często zżymam się na bałagan, czasami patrząc na nowe, piękne domy przemknie cień zazdrości i myśl, że w nich żyje się łatwiej. Nie zamieniłabym się jednak.
Nasz dom ma duszę.

Jarek zauważył to czego inni w Strachówce nie chcą widzieć, że Józef ma ogromny talent mówcy, jest bardzo inteligentny, ma ogromny, niewykorzystany potencjał.

Rozmowa z moim tutorem była bardzo interesująca i inspirująca. Dodała mi energii.
Jakie to ważne, aby nie tkwić w tym myślowym grajdołku

poniedziałek, 5 lipca 2010

O świtaniu

Obudziłam się przed czwartą. Nie mogę spać. Wyszłam na werandę. Jak pięknie. Tylko o świtaniu ogród zamienia się w filharmonię. Ptaki śpiewają jak oszalałe. Postałam, posłuchałam, popatrzyłam na Matkę Bożą w ogrodzie. Dobrze, że jest. Ona przywraca sens.

Po takich telefonach jak wczorajszy z Zespołu Obsługi Szkół człowiek myśli, czy to normalny, czy może nienormalny świat. Pani Aniu, pani Agnieszko Papież Jan XXIII często myślał i mówił o sobie „Janie nie myśl, żeś taki ważny”. Był wielkim człowiekiem.

Demokracja daje nam prawo zadawania pytań, także, a może przede wszystkim o pracę i funkcjonowanie urzędów. Bo tak już jest, że to urząd ma być dla obywatela, a nie obywatel dla urzędu. Tak jak szkoła ma być dla ucznia, a nie uczeń dla szkoły, jak kościół ma być dla człowieka, a nie człowiek dla kościoła.

Trzeba nam odejść- pokolenie niewolników i uczniów PRL-u. Jak naród wybrany błądził po pustyni 40 lat, aby wymarli ci, którzy urodzili się w niewoli, zanim wszedł do Ziemi Obiecanej, tak i wielu z nas nigdy nie pojmie czym jest demokracja. Ile jeszcze czasu trzeba nam wędrować, aby zrozumieć, że jesteśmy wolni.

niedziela, 4 lipca 2010

100-letnie urodziny

Wczoraj przeżywaliśmy 100 lecie naszej Matki boskiej Annopolskiej tzn wystawienia prześlicznej figury Maryi w ogrodzie. Pamiętam kiedy 21 lat temu postanowiliśmy przeprowadzić się z Legionowa do Annopola ludzie pytali „a co wy tam będziecie robić”, a my, w właściwie Józef odpowiadał „będziemy zapalać lampkę Matce Bożej w ogrodzie, będziemy kustoszami miejsca”. Potem było różnie światełko raz się paliło, raz gasło. W codziennej gonitwie zapominałam o Niej, rzadko do Niej chodziłam. Wierzę jednak głęboko, że Ona w jakiś szczególny sposób się nami opiekuje. Jej oddawaliśmy, jeszcze przed narodzeniem, każde nasze dziecko. Jechaliśmy do Matki Bożej Kodeńskiej, ale przecież Kodeńska, Częstochowska, Annopolska to ta sama Matka Jezusa Chrystusa.

Wczorajsza uroczystość była piękna. Msza święta, agapa przy wspólnym stole (dziękuję pani Małgosi z Marysina za ciasto), rozmowy z przyjaciółmi do nocy, a po północy niełatwe z własnymi dziećmi.
Przygotowywałam się do tego wydarzenia jak do najprawdziwszych urodzin i choć w rodzinie nie obchodzimy (czyt. wyprawiamy urodzin, nawet osiemnastek) to stulecie figury miało szczególne znaczenie.

Matka- nie myśli się o niej na co dzień, Ona po prostu jest. Częściej modlę się do Jej Syna, Ona pozostaje w cieniu. A przecież ze mną jest. To jest dla mnie tak oczywiste.
Tak jak oczywiste jest to, że stoi tam w rogu ogrodu. Czasem sowa przysiądzie jej na głowie, czasem motyl usiądzie na sercu, biały płaszcz śniegu przepięknie ją okryje, albo zachodzące słońce rozświetli. Jesteśmy niezwykłymi szczęściarzami i wybrańcami, że mamy swoją matkę Bożą Annopolską ze stuletnią historia miejsca, rodziny, domu i ludzi, którzy przed Nią się kłaniali.

piątek, 2 lipca 2010

Spotkania i rozmowy

Mam dwudniowe opóźnienia w spisywaniu zdarzeń. Ze środy miałam jeszcze kilka słów napisać o uroczystym zakończeniu projektu „Przedszkolaki na starcie” i nieoficjalnym spotkaniu nauczycieli w szkole. Choć to przecież wakacje to oni ani myślą rozstać się ze szkołą i ...pracą. Rano przyjechały Emilka, Iwonka, Mirka, Renata, przyszedł Krzysiek, była Jadzia. Jedni pracowali w bibliotece inni pojechali z przedszkolakami na wycieczkę. Po południu dołączyła Beata, Mariolka. Siedzieliśmy w pokoju nauczycielskim rozmawiając i śmiejąc się do łez. Jak to dobrze być razem. Wczoraj znowu od rana w szkole. Chłopaki Sebastian i Krzysztof mieli rozmowę zaliczającą staż. Sama przyjemność. Na koniec dostałam od nich medal „najlepszy szef na świecie” i koteczki na porcelanie. Było mi bardzo miło. A potem znowu nie mogliśmy się nagadać- Iwonka, Renata, Mariolka, Emila, Krzysiek, Sebastian, Jadzia. Kiedy wychodziłam ze szkoły po 16:00 Krzysiek, Iwonka, Emila pracowali jeszcze w bibliotece. To jest zespół.

Dzisiaj byłam na mszy świętej, którą odprawiał ojciec Andrzej Madej i ks. Józef odpowiedzialny w episkopacie za kościół na wschodzie. Prosto po eucharystii obaj lecieli do Istanbułu, a stamtąd od Turkmenistanu. Andrzej wracał do siebie, ksiądz Józef jechał z wizytą. Doświadczyłam niezwykłego uczucia, jakbym dotykała kościoła pierwszych chrześcijan. Z jednej strony my- mała grupa wierzących zanurzona w oceanie pogaństwa (miasta), dekadenckiej cywilizacji Europy. Z drugiej - ten maleńki 90 osobowy kościół chrześcijan, wyspa w muzułmańskim świecie. Dlaczego wybrali Chrystusa? Za kim poszli? Czym ich zachwycił?
Dlaczego takiego zachwytu nie ma we mnie, dlaczego kościół, w którym jestem mnie nie zachwyca? Czy to jest kościół pierwszych chrześcijan?

Misje na wschodzie, w Azji nabrały dla mnie znaczenia. Stały się bliższe dzięki spotkaniu z Andrzejem.

czwartek, 1 lipca 2010

po sesji rady gminy

Wczoraj była sesja rady gminy. Jak zawsze nie przysłano mi zaproszenia, ale już się do tego przyzwyczaiłam i chodzę bez zaproszenia. Sprawy różne. Przesunięcia w budżecie. Okazało się, że są oszczędności z sali gimnastycznej i dzięki temu będziemy mieli wyparzarkę w kuchni, całe ogrodzenie i płytę na szambie. Gdzieś tam kawałek drogi dojazdowej do pół, gdzieś trzy lampy oświetlenia ulicznego i żwir na drogach. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie rodzące się podejrzenie graniczące z pewnością, że to przed jesiennymi wyborami samorządowymi. To jest przywilej władzy, przewaga władzy.

Na sesji były też miłe chwile. Przewodniczący rady i pani sołtys z Równego Hania Wronka podziękowali mi za projekt „Przedszkolaki na starcie”, który właśnie się zakończył. Odpowiedziałam tak jak nauczył nas Marek Skała fachowiec od Pablic Relations na zlocie dla Liderów „ dziękuję, że docenili Państwo mój wkład pracy”. Nie wiem czy to się radnym spodobało, bo za chwilę któryś skomentował niewybrednie inną sytuację.
Pani Małgorzata Zbrzeźniak mama Konrada, tegorocznego absolwenta naszego gimnazjum napisała na mnie skargę do rady gminy. Napisała, że zatrzymałam świadectwo jej syna i kazałam zapłacić na xsero, a on przecież musiał złożyć dokumenty do szkoły średniej.

Wyjaśniłam radzie
1.Świadectwo zatrzymał wychowawca
2.Uczeń był zobowiązany do rozliczenia obiegówki i wpłacenia 10 zł na xero, nie zrobił tego.
3.Obiegówkę czyli potwierdzenie rozliczenia ucznia z biblioteką szkolną, gminną, sekretariatem, radą rodziców wprowadziła i zatwierdziła niezależna od dyrektora rada rodziców
4.Jest tak rzeczywiście, że w budżecie szkoły są pieniądze na xero, ale na potrzeby sekretariatu, a nie uczniów i niezliczonej ilości kserowanych dla nich kartkówek, sprawdzianów i innych materiałów.
Dziwię się, że mama ucznia, który nic nie robił przez cały rok, były z nim poważne problemy, a mama nie interesowała się nim wypisuje takie brednie. Najlepiej wiedzą jak było nauczyciele, którzy mimo wszystko dali mu promocję.

Ale mniej mnie zabolała skarga pani Zbrzeźniak, niż komentarz jednego z radnych (tego, co to jest miły, uśmiecha się, którego dziecko z bardzo dobrą średnią ukończyło VI klasę) „nareszcie ktoś zrobi z nią porządek”. Wstyd panie radny, jak potem spojrzeć sobie i mnie w oczy? Jeśli ma pan jakieś zastrzeżenia do szkoły i mojej pracy, to może lepiej byłoby to poruszać na zebraniach, albo po prostu mi o tym powiedzieć? Nie obrażam się, nie noszę zadry. Nie zawsze się zgadzam, ale zawsze wysłucham i przyjmę krytykę.

To co pan zrobił jest po prostu obrzydliwe.