Minął pracowity czas egzaminu gimnazjalnego. Pracowity dla mnie, inni mieli trzy dni wolnego. Przydałby mi się taki czas na świąteczne porządki. Ale co tam, nie to jest najważniejsze. Gorzej, że splot i nawał różnych spraw, niekompetencja innych powoduje wewnętrzną frustrację, złość, przygnębienie. Nie lubię takiego stanu ducha (choć może to dobrze zważywszy na fakt Wielkiego Tygodnia). Jedyne co jaśniejsze przychodzi z zewnątrz, od dzieci, z Legionowa, z Bolonii. One przynoszą świeżość, powiew wiosny (także w myśleniu).
Choć odkryłam, że bezmyślenie jest cudownym stanem, zdarza mi się kiedy sprzątam. Zabieram się zatem za robotę.
To dobrze kochanie. Nasprzątaj się do woli :)
OdpowiedzUsuńA młodych wiosną kościoła i świata nazywał "nasz ukochany" JPII, choć starzy trzymają się mocno, tak w kościele, jak gdzie indziej :)