Kolejnym etapem naszej czwartkowej
wyprawy był region Mursji. To nadmorska wspólnota autonomiczna,
prowincja i region historyczny w południowo-wschodniej Hiszpanii.
Większość krainy poza nadmorskimi równinami pokryta jest
wzniesieniami, które wchodzą w skład masywu Sierra Nevada. Stamtąd
pochodzi większość hiszpańskich pomidorów i papryki. Stolicą
tego regionu jest Murcia. My zmierzaliśmy do innego ważnego miasta
Cartageny. Cartagena na Półwyspie Iberyjskim była miastem
Hanibbala, nazwanym tak na cześć jego prawdziwej ojczyzny Kartaginy
w Afryce Północnej oraz strategicznym portem i centrum
administracyjnym Rzymian. Od plaży, na której spędziliśmy
popołudnie, w linii prostej było tylko 80 kilometrów od Afryki.
Zwiedziliśmy port, który dziś
nawiedzają liczni żeglarze. Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami
starej części miasta. Żal było opuszczać to przepiękne miejsce,
ale przed nami była długa droga do domu, do... Agramon. Ostatnim
akordem długiego dnia był wieczorny spacer z Jesusem po uliczkach
jego wsi, krótkie spotkania z jej gościnnymi mieszkańcami oraz
pożegnalna kolacja.
W piątkowy ranek trudno było się
rozstać z gospodarzem, z bardzo gościnnym Agramon.
Po czterogodzinnej podróży byliśmy
już Madrycie. Długo nie mogliśmy się zdecydować, czy od razu
jedziemy do hotelu, czy idziemy do Muzeum Narodowego Del Prado.
Wybrałyśmy z Renatą muzeum.
Nie sposób było obejrzeć wszystkiego, bo muzeum jest ogromne, a czasu było niewiele. Skupiłyśmy się na obrazach El Greco. Najbardziej podobały mi się te z ostatniego okresu jego życia, okresu szaleństwa. To było niesamowite zobaczyć oryginalne obrazy Velazqueza, Murilla, Goy, Rubensa, Rembranta. Niektóre reprodukcje tych obrazów omawiałam z dziećmi na języku polskim i na plastyce z gimnazjalistami.
Nie sposób było obejrzeć wszystkiego, bo muzeum jest ogromne, a czasu było niewiele. Skupiłyśmy się na obrazach El Greco. Najbardziej podobały mi się te z ostatniego okresu jego życia, okresu szaleństwa. To było niesamowite zobaczyć oryginalne obrazy Velazqueza, Murilla, Goy, Rubensa, Rembranta. Niektóre reprodukcje tych obrazów omawiałam z dziećmi na języku polskim i na plastyce z gimnazjalistami.
Piątkowy wieczór spędziliśmy
zwiedzając najstarszą część Madrytu, Plac Hiszpański. Na końcu
tego placu znajduje się pomnik Cervantesa, a także bohaterów jego
najsławniejszej powieści nieustraszonego Don Kichote z Manchy,
jego giermka Sancho Pansy i pięknej Dulcynei. Na tym placu Francuzi
rozstrzelali powstańców madryckich 1808 r., do tych wydarzeń
nawiązuje słynny obraz Goyi, który oglądaliśmy w muzeum Prado.
Na Plaza Mayor pochodzącego z końca XVIII w. odpoczęliśmy nieco
przed ostatnim akordem naszego pobytu w Hiszpanii, hiszpańskim
wieczorem w słynnej kawiarni Bochema.
To był fantastyczny tydzień. Czas
poznawania innej kultury, ludzi, czas inspiracji i refleksji.
Dziękuję organizatorom i współtowarzyszom tej fantastycznej,
wakacyjnej przygody.
Relacja fotograficzna tutaj
Blask bije w oczy. "Veritatis splendor" w każdym zdaniu, a nawet pół - jak mawia wuj profesor Aleksander. Poznałyście inną Hiszpanię, niż ja. Ja mniej nasłonecznioną, grudniową, Bożonarodzeniową. Złóżmy coś do kupy, dano nam puzzle na dojrzałe lata obywatelstwa w UE. Ale cóż nam po Hiszpanii i Szwecji, jeśli nie mamy odwago rozmawiać o swoim gminnym, szkolnym, parafialnym podwórku. Właśnie w te-le-wizji Mirosław Chojecki powtórzył "moją" tezę - "po 45 latach PRL muszą wymrzeć co najmniej dwa pokolenia, żeby na tych podwórkach coś drgnęło w stronę normalności".
OdpowiedzUsuń