sobota, 25 sierpnia 2012

Wyjazd z grupą młodzieży parafii Sulejówek Miłosna do Włoch. cdn


Miał to być dziennik z wyprawy do Włoch. To znaczy codzienna relacja. Pisany był codziennie. Niestety z braku Internetu nie mogłam go zamieszczać. Teraz będą to już wspomnienia.
W Palestrinie znalazłam się za sprawą ks. Antoniego, przyjaciela,  byłego proboszcza Strachówki,a obecnie Sulejówka Miłosna. Zaprosił mnie do pokierowania grupą młodzieży, która wyjeżdżała do Włoch w ramach wymiany i współpracy między parafią Sulejówek Miłosna i parafią św. Jezusa Zbawiciela w Palestrinie. Rozpoczęła się ona za sprawą księdza Antoniego i byłego burmistrza Sulejówka.  Przyjęłam zaproszenie i takim sposobem wylądowałam z ks. Michałem i 22 osobową grupą młodzieży we Włoszech.

Dzień pierwszy. Czwartek 16 sierpnia.
Rano Msza Święta w kościele w Sulejówku. Przy ołtarzu ks. Michał. Kilkanaście osób rodzice, dzieci, młodzież. Po wspólnej modlitwie idziemy do SKM-ki. Dojeżdżamy do Okęcia. Tam w oczekiwaniu na odprawę trochę rozmawiamy, poznajemy się. Widać, że wszyscy są poddenerwowani. Większość leci pierwszy raz samolotem. Trzeba odebrać bilet, przejść przez bramki. Wszystko jest nowe. 
Jakoś się udało.Autobus dowiózł nas pod schody do samolotu. Zajęliśmy miejsca i maszyna wzbiła się w niebo. Dwugodzinna podróż minęła szybko. Znaleźliśmy się w Rzymie. Tam czekali na nas Włosi z parafii w Palestrinie i busami zabrali do siebie. Przywitanie w kościele, zakwaterowanie, spacer do starej części miasta. Było bardzo, bardzo gorąco i gwarno. Rozpoczęło się właśnie trzydniowe święto miasta związane z patronem świętym Agapito. Przeciskając się przez tłum przyglądaliśmy się grze w pikę na placu. Ciekawie, kolorowo ubrane drużyny, kibice w tych samych kolorach. Zmęczeni przeciskając się przez tłum wróciliśmy na nocleg.

Relacja fotograficzna tutaj

Dzień drugi. Piątek 17 sierpnia.
Noc była dla mnie trudna. Nie można było otworzyć drzwi na balkon. Duszno strasznie. Ranek nieco lepszy, tym bardziej, że obudziła mnie piękna melodia klasztornych dzwonków. Jesteśmy w domu prowadzonym przez braci z zakonu św. Ducha. Jest ich pięciu. A ten, dom to Dom Pielgrzyma, dom rekolekcyjny. Brat Dominik mówi, że jeszcze kilkanaście lat temu ciągle przyjeżdżały tu jakieś grupy pielgrzymów, teraz zdarzają się rzadko.
Na śniadanie przeszliśmy pewnie ponad kilometr, do salki przyparafialnej, którą widzieliśmy już wczoraj. Śniadanie tradycyjne włoskie, kawa espresso z mlekiem, ciasto lub grzanka z dżemem. Smaczne. Po posiku, nie śpiesząc się przejechaliśmy (samochodami, busem parafii) do starej części miasta, do muzeum diecezjalnego. Wiele ciekawych rzeczy; ornatów z XIV wieku, popiersie z relikwiami św. Agapito patrona miasta. Na jego grobie w VII w została wybudowana katedra. Muzeum mieści się w pałacu (choć to zbyt mocno powiedziane), w siedzibie biskupa, który znalazł dla nas chwilę. Zamienił kilka zdań i zaprosił na wieczorną Mszę Świętą i procesję. Z muzeum udaliśmy się do katedry. A potem, za dętą orkiestrą, przemierzaliśmy uliczki starego miasta. Orkiestra zatrzymywała się przy każdej kafejce na mały poczęstunek. W ten sposób doszliśmy do restauracji „Nowy początek”, gdzie był obiad. Bardzo dobra włoska lazania, słodkie pomidory, frytki, arbuz i ciasto i pyszna włosna kawa. Restauracja prowadzona jest przez parafie i miejscowy Caritas. Daje pracę i utrzymanie ludziom, pomaga biedniejszym, integruje parafian. Już niedługo będzie tu jeszcze kawiarnia literacka, miejsce wydarzeń kulturalnych. Uliczki zrobiły się puste i senne w czasie popołudniowej sjesty. My także udaliśmy się do domu na odpoczynek.

O 17:00 zbiórka. Busami dojechaliśmy do Parku Trwały kolejne zawody Wielkiego Turnieju czterech bram- czterech parafii miasta. Łucznicy strzelali z łuku do tarczy, a licznie zgromadzeni dopingowali swoich. Było gwarno i wesoło. Przeszliśmy do katedry. Ks. Michał i trzech ministrantów poszło do służenia we Mszy Św, reszta zajęła strategiczne miejsce na widowni, żeby wszystko widzieć i uczestniczyć we Mszy Św., która niebawem miała rozpocząć się na placu. Przewodniczył jej ksiądz biskup, którego poznaliśmy przed południem. Procesja księży, chorągwi, popiersia z relikwiami św. Agapito , drużyn czterech bram robiła wrażenie. A potem procesja wąskimi uliczkami wśród tłumu przemieszczającego się w tą i z powrotem. Kolacja

Relacja fotograficzna tutaj

Dzień trzeci. Sobota 18 sierpnia. 
Sobota rozpoczęła się śniadaniem w salce przyparafialnej.  Po posiłku przejechaliśmy do katedry. Tam  odbyła się Msza Św. z arcybiskupem, który pracował z Papieżem Janem Pawłem II przy dokumentach Kościoła w sprawach pojednania. Mówiono, że kościół będzie zapełniony po brzegi. Okazało się, że dość było jeszcze siedzących miejsc. W kościele choćby mówili nie wiem w jak egzotycznie brzmiącym i niezrozumiałym języku jesteśmy u siebie. 
Do obiadu była jeszcze godzina więc z ks. Michałem poszliśmy na lody. A na obiad zaskoczenie, wielkie talerze szynki parmeńskiej z gałką koziego sera (pyszne), makaron z krewetkami, sałata i mięso, a na koniec kawa. Po takim obiedzie było tylko jedno marzenie, położyć się choć na chwilę i odpocząć. Tym bardziej, że temperatura zrobiła się wręcz nieznośna 40 stopni. Mówią, ze to największe upały tego lata. Sjesta potrwała do 18:30. Wieczór spędziliśmy sami bez ojca Antonella, który towarzyszy nam od samego początku, jest koordynatorem wszystkiego i naszym przewodnikiem. Spacerowaliśmy po starym mieście. Nie sposób było nie spotkać znajomych już osób z gościnnej parafii św. Jezusa Zbawiciela. Wieczór zaskoczył nas pięknym koncertem orkiestry dętej na tyłach biskupiego pałacu, a ksiądz biskup po występach udostępnił nam nawet swoją prywatną łazienką. Wymęczona, młodsza część grupy udała się na nocleg. Pozostali poszli oglądać pokaz sztucznych ogni, które kończyły trzydniowe uroczystości patrona miasta św. Agapito.
Święto miasta to nie tylko wydarzenie religijne. To wielki turniej czterech bram (parafii) Palestriny. Różne konkurencje; strzelanie z łuku, jazda konna i rzucanie oszczepem, gra w piłkę, przeciąganie liny, biegi z garnkiem na głowie i wiele innych rozłożonych na trzy dni dobrej zabawy. To wielka parada w strojach historycznych, loteria fantowa (nie bardzo wiedzieliśmy jak to działała, ale prawie wszyscy trzymali w rękach losy). Zwycięzcy otrzymują wielką chorągiew, która jest w ich parafii przez rok, no i oczywiście prestiż i chwałę. 

Relacja fotograficzna tutaj



2 komentarze:

  1. Wzdłuż, w poprzek, w głąb. Smakowicie z każdego kierunku <3

    OdpowiedzUsuń
  2. I kto by nie chciał mieć koneksji z papieżem, świętym? Każdy chce mieć TAKIEGO ze swojego grona mieszkańców i obywateli (samorządowców, demokratów partycypacyjnych). Ten jeszcze do tego czczony ekumenicznie! - czego, niestety, nasi mieszkańcy, obywatele, samorządowcy (partycypacyjni też, ale barzdiej ci drudzy) nijak nie czują potrzeby zrozumieć. A po co! Nam, po PRL-u niewiele potrzeba do szczęścia, trochę mieć, wot szto!

    Pomyślmy, na przykład, jak obchodzą podobne, choć niziutkie cyfrą, rocznice Wadowice! A Strachówka - Cypriana Norwida. Może powstanie stowarzyszenie miast, gmin, parafii papieskich, jak nasza Rzeczpospolita :)

    OdpowiedzUsuń