Nieoceniony Jesus w autokarze
wykorzystywał każdą wolną chwilę, aby jak najwięcej opowiedzieć
nam o tym regionie. O zupełnie wyschniętej o tej porze roku
kamienistej rzece Tag, którą mijaliśmy po drodze. O uprawie
pszenicy, winorośli, szafranu i oliwnych ogrodach. O jaskini
Montesinos. Pokazywał stada owiec, kamienne zagrody. Opowiadał z
pasją i miłością do swojej małej ojczyzny i jeszcze większą do
Cervantesa i „Don Kichota z Lamanchy”. Jesus z grupą przyjaciół
tworzył szlak Don Kichota, który biegnie przez trzy gminy tego
regionu. Zabrakło nam czasu, żeby przejść choćby jego fragment.
Burmistrz El Bonillo przyjął nas
bardzo serdecznnie. Byliśmy bowiem pierwszymi Polakami, którzy
przybyli do tego urokliwego miasteczka. Pan burmistrz zaprosił nas
na obiad. Tylko jak wybrać danie, kiedy nie wiem, co kryje się za
hiszpańską nazwą. Naszym rozterkom przyszła w sukurs kelnerka
przynosząc do spróbowania wszystkie dania. Odważnie poprosiłam o
chłodnik. Nie zdecydowałam się na zupę z uszami, choć podobno
była smaczna. Nie wiem jak uszy, bo śmiałkowie też nie odważyli
się spróbować. Z deserm poszło łatwiej.
Na rynku miasteczka doświadczyliśmy
niezwykłej otwartości i gościnności. Podszedł do nas
niepełnosprawny chłopiec i z uśmiechem zaczął ciagnąć w stronę
kościoła. Może widział jak wcześniej odchodziliśmy zawiedzeni
od zamkniętych drzwi. Okazało się, że znalazł klucze, otworzył
nam świątynię i pokazał jej piękno. Stare organy, ołtarze i
relikwie z krzyża Chrystusa, miejsce łaskami słynące.
W dalszą drogę ruszyliśmy z
burmistrzem i lokalnym przedsiębiorcą, który zaprosił nas do
siebie. Było to ogromne 1500 hektarowe gospodarstwo, gdzie hoduje
240 koni czystej hiszpańskiej krwi. Piękne. Po drodze zwiedziliśmy
jeszcze największą w Europie platformę urządzeń fotowoltaiczne przetwarzających promienie słoneczne w energię
elektryczną. To dzieło trzyletniej pracy, pomysłu i uporu Jesusa.
Choć zrobiło się późne popołudnie
przed nami była jeszcze wyprawa do Parku Narodowego Cabaneros,
skupiska małych i większych jezior i wodospadów. To niezapomniane,
przecudne widoki. Z jednej strony czerwone skały, z drugiej
krystaliczna błękitna, szafirowa, zielona woda, w której
„pluskało” się słońce. Patrzyłam z zachwytem, jadąc bryczką
krętą drogą pnącą się w górę. Zatrzymliśmy się gdzieś nad
brzegiem kolejnego jeziora, w małej kawiarni. Niektórzy poszli się
kąpać. Zostałam z Jesusem prowadząc (z pomocą Ani-tłumaczki)
rozmowę o Servantesie, Norwidzie, filozofii, życiu. Jeszcze mi w
uszach brzmi melodia hiszpańskiego języka.
Była prawie północ kiedy siadaliśmy
do kolacji w Agramon. To była długa nie kończąca się noc.
Opowieści, śmiechu i śpiewu.
Fotograficzna relacja z tego dnia tutaj
"Rozmowa z Jesusem o Servantesie i Norwidzie... oraz niepełnosprawny chłopiec znalazł klucze, otworzył nam świątynię i pokazał jej piękno. Stare organy, ołtarze i relikwie z krzyża Chrystusa, miejsce łaskami słynące." AMEN - nigdzie nie muszę już jeździć! Jeszcze pooglądam zdjęcia idąc za twoją strzałką-linkiem.
OdpowiedzUsuń