niedziela, 9 października 2011

Wieści z tygodnia

07.10.2011
Dziś wielki dzień, szczególnie dla pierwszoklasistów. Ślubowanie. To ważne wydrzenie domaga się oddzielnego postu.

06.10.2011
Dziś obserwowałam lekcję języka angielskiego w klasie szóstej prowadzoną przez Sebastiana. Weszłam w chwili, gdy uczniowie pracowali indywidualnie, układali pytania. Były to pytania do dzieci z szkoły w Lincoln w stanie Nebraska w USA. Niektórzy od razu formułowali je po angielsku, inni po polsku. Wszystkie Sebastian zapisywał na klawiaturze komputera a dzieci obserwowały na interaktywnej tablicy. Świetne. To był bardzo dobry zakup.
Lekcja żywa, dynamiczna, ciekawa. Uczniowie musieli wykorzystać wiedzę w praktyce. Wyszukiwali słówka, pracowali na materiale gimnazjalnym „jak poprawnie napisać list”, wybierali zwroty grzecznościowe. Ktoś powiedział, „ale fajnie, mam tyle pytań”. Teraz na lekcji informatyki będą pisać listy. Pierwszą część, przedstawienie siebie, przygotowali na wcześniejszych zajęciach . Wszystkie wyślemy pocztą za ocean.
I tak dzieje się to, o co chodzi, dzieci widzą, że wiedza, którą zdobywają jest potrzebna w codziennym życiu. Potrzebny jest język, bo muszę „dogadać się” z kolegą na drugiej pólkuli.

05.10.2011
Kolejna szkolna środa. Miało być 30 minut wspólnego spotkania, wyszła godzina. Bieżących ważnych spraw do przekazania było kilkanaście. Niektóre na przedwczoraj i wczoraj. Z aktualnych: projekty gimnazjalne, realizacja "godzin karcianych" nauczycieli, pomoc psychologiczno-pedagogiczna uczniom gimnazjum, ślubowania, Dzień Edukacji Narodowej, powołanie nowego zespołu zadaniowego do współpracy polsko- amerkańskiej itd. A potem jeszcze godzina z liderami zespołów zadaniowych Krystyną (projekty), Jadzią (mierzenie osiągnięć edukacyjnych), Iwonką (program wychowawczy i profilaktyki), Beatą (ocenianie kształtujące) i Mariolą (aktualizacja dokumentów zgodnie z obowiązującym prawem). Mało to, czy dużo? Oj dużo, bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że każdy nauczyciel musi jeszcze przygotowywać się do zajęć, przygotowywać uczniów do konkursów, sprawdzać klasówki, i tysiąc innych codziennych spraw.

04.10.2011
To był trudny dzień. Dlaczego trudny, z kilku powodów. Musieliśmy być wcześnie rano w szkole, bo Marysia jechała z Iwonką Suchenek na biegi do Białobrzegów. To etap rejonowy (Marysia zajęła 4 miejsce). Potem lekcje z klasą piątą. Nie, żeby bardzo trudne, ale dosyć wyczerpujące, gdy trzeba ciągnąć gromadę do „wodopoju” wiedzy ze świadomością, że oni tak naprawdę tego nie chcą. Zaraz potem spotkanie zespołu zadaniowego programu gminnego "Decydujmy Razem". W sali konferencyjnej gminy była Marysia -sekretarz, Krystyna z GOP-su, Hania radna i sołtys, Wiesia-sołtys. Przyszła też Małgosia z Rozalina prezes stowarzyszenia. Rozmawiałyśmy o kolejnych etapach pracy nad dokumentem gminnym „Programem rozwoju turystyki”. Ma to być narzędzie rozwoju gospodarczego. Takie są założenia, takie potrzeby artykułowane przez Piotrka-wójta. Przed nami praca nad celami, działaniami, harmonogramem, praca nad pisaniem dokumentu, spotkanie z ekspertem, który poprowadzi warsztaty dla grupy roboczej, grupy mieszkańców, którzy chcą współdecydować o kierunkach rozwoju gminy. Na tym właśnie polega dojrzała demokracja - na nieustającym, rzeczywistym, a nie pozornym dialogu z mieszkańcami. Tej pracy warto oddać całe swoje siły.

W trakcie naszych rozmów wszedł Piotrek. Myśałam, że dołączy do nas na chwilę (jest w zespole), ale on niestety przyszedł tylko z prośbą, żebyśmy zostali na jakimś spotkaniu promującym zdrowie. W gminie nie było zainteresowanych. Przyszła tylko Pani Przewodnicząca Rady Gminy. Zostałyśmy wpisując się na listę kolejnego programu robionego za unijne pieniądze, przez kogoś z województwa świętokrzyskiego. Wszak trzeba sobie pomagać.

Wyszłam wcześniej, bo miałam inne dyrektorskie obowiązki. I już miałam wracać, ale zatrzymały mnie … „unijne programy”. Od piątku wiem, że przeszedł tzw. systemowy (czyli poza konkursem, są zagwarantowane pieniądze dla każdej gminy/szkoły, która złoży wniosek do 2013) projekt dotyczący wyrównywania szans edukacyjnych w klasach I-III. Nic więcej nie wiem. Wcześniej złożyłam informację o grupach uczniów wymagających wsparcia. Poszłam zapytać o to u źródła, czyli urzędnika gminy (nic nie wiedział), zapytałam wójta. Rozmowa była dosyć nerwowa.
W rezultacie dowiedziałam się, że nasza szkoła i szkoła w Rozalinie dostanie łącznie 30 tysięcy na zajęcia dodatkowe dla dzieci o różnych potrzebach. Projekt pisał ktoś z zewnątrz, nie wiem kto. Skutek jest taki, że nie policzono, ile będzie kosztowała praca dyrektorów, koordynatorów, księgowego. Po raz kolejny mają wykonać dodatkową pracę w czynie społecznym. Będą musieli zorganizować grupy, zajęcia, sporządzić harmonogram, dokonać zakupów, prowadzić na bieżąco dokumentację, monitorować pracę nauczycieli itd. - mają być koordynatorami projektu w swojej szkole. I wszystko to może by przeszło (nawet dodatkowa, społeczna praca), gdyby o tych ważnych dla szkoły i dzieci sprawach ktoś wcześniej rozmawiał z zainteresowanymi, to znaczy z nami. Gdyby ktoś choć spytał o zdanie. Taka jest istota demokracji! Demokracja jest dialogiczna, albo jej nie ma. Wtedy demokrację zastępuje bezduszna władza. Nasze życie społeczne, życie gminy, urzędu, szkoły domaga się dialogu. Jeśli go nie będzie, zostaną tylko frustracje i nerwy, tak jak dzisiaj.
Pisałam i realizowałam wiele projektów, także projekt unijny. Większość z nich społecznie (oprócz projektu unijnego „Przedszkolaki na starcie”). Wiem, jaka to praca i odpowiedzialność. Robiłam to i robię, bo zależy mi na szkole, dzieciach, ich rozwoju.
Przytaczanie w stosunku do mnie argumentu „popracuje pani społecznie, bo wie pani, to dla dobra dzieci” jest co najmniej niestosowne. Tak może powiedzieć tylko osoba, która nie zna historii, pracy naszej szkoły, nic o nas nie wie. A kategoryczne stawianie sprawy "w ramach obowiązków" jest nieporozumieniem. Żaden dyrektor nie ma w zakresie swoich obowiązków realizacji unijnych projektów.

1 komentarz:

  1. Jak bardzo potrzebne są takie wpisy, taki blog! Nawet ja wszystkiego nie wiem - tego, co robisz, nawet z ostatniego tygodnia! Przecież "Decydujmy razem" jest dla dobra gminy, ma przynieść korzyść wszystkim mieszkańcom, władzy samorządowej też! Nie jest twoim prywatnym interesem, ani karierą!!

    Post na twoim blogu jest jak fotografia z życia tzw. gminnej wspólnoty. Piszę ostatnio tzw. wspólnoty, i twój wpis potwierdza tę smutną prawdę. Zamiast wspólnotowych, mamy władcze rozstrzygnięcia. A życie prawdziwej wspólnoty gminnej mogłoby być takie piękne. Trzeba pojechać np. do Szklarskiej Poręby, żeby zobaczyć, jak to u nich wygląda. Byłem (byliśmy 5 osobową delegacją) na prezentacji ich osiągnięć w nowoczesnym zarządzaniu w samorządzie na XIII Forum Animatorów CAL w Augustowie. Zrobiłem trochę slajdów w trakcie prezentacji, mogę się podzielić.

    KOCHAM CIĘ :)

    OdpowiedzUsuń