Wróciłam z fantastycznej Ogólnopolskiej Konferencji dyrektorów Szkół Uczących Się organizowanej przez Centrum Edukacji Obywatelskiej. Przez trzy dni, w gronie nietuzinkowych, wspaniałych dyrektorów zastanawialiśmy się jak podnosić jakość pracy szkół, którymi kierujemy. Jest o czym pisać i czym się dzielić, ale zanim to zrobię, chcę odnieść się do tego, co przeczytałam na blogu Krystyny Ołdak radnej, nauczycielki szkoły, którą kieruję. Przeczytałam takie zdanie
„W punkcie trzecim posiedzenia [gminna Komisja Oświaty] został przedstawiony przez dyrektorów szkół stan kadrowy w ich placówkach. O ile analiza płynąca ze Szkoły w Rozalinie na potrzeby Komisji była wyczerpująca, tak analiza ze Szkoły w Strachówce pozostawiała wiele do życzenia.”
Śmiać się, czy płakać, czytając opinię radnej – nauczycielki?
A jak było?
1. Pisemną informację o posiedzeniu komisji oświaty otrzymałam w środę. (posiedzenie odbyło się w poniedziałek). Po przeczytaniu porządku spotkania
1. Analiza sposobu wydatkowania środków na pomoc materialną dla uczniów w 2012r. 2. Informacja z realizacji wysokości średnich wynagrodzeń nauczycieli za 2012r. 3. Analiza stanu kadrowego w szkołach
zadzwoniłam do pana Henryka Szczęsnego dyrektora Zespołu Obsługi Ekonomiczno-Administracyjnej Szkół z prośbą o przygotowanie dla mnie, przed posiedzeniem komisji, informacji dotyczących punktu 1 i 2, zapytałam, czego dotyczyć ma punkt 3 i kto będzie na ten temat mówić. Pan dyrektor nie potrafił udzielić mi odpowiedzi.
2. Zadzwoniłam od razu do pani przewodniczącej komisji Ewy Mikulskiej z tym samym pytaniem. Odpowiedź była niejasna. Pani przewodnicząca nie do końca wiedziała i nie potrafiła mi wyjaśnić czego dotyczyć ma punkt 3. Na moje pytanie, kto ma przygotować informację na ten temat odpowiedziała, że pan dyrektor Henryk Szczęsny. Zapytałam, jakich informacji Pani oczekuje. Odpowiedź była mniej więcej taka, "no, na przykład ilu jest polonistów, ilu matematyków..."
3. Powiedziałam, że za zatrudnianie nauczycieli zgodnie z kwalifikacjami odpowiadają dyrektorzy szkoły i to dyrektorzy mają najpełniejszą wiedzę na ten temat. Sama się zadeklarowałam, że jeśli pani przewodnicząca chce, to przygotuję ogólną informację o kadrze Zespołu Szkół w Strachówce. Pani Ewa przyjęła to z ulgą (moja opinia). Podkreślę nikt mnie o to nie prosił, to była wyłącznie moja inicjatywa. Pomyślałam pomogę pani przewodniczącej skoro przysłano mi informację o posiedzeniu komisji. Zresztą równie dobrze mogłam w nim nie uczestniczyć (dyrektorzy nie mają takiego obowiązku). Chodzimy, bo chcemy, bo sama się o to przez wiele lat upominałam.
4. W podobnej sytuacji była pani dyrektor z Rozalina. Mimo to, obie udzieliłyśmy takich samych informacji. O liczbie nauczycieli kontraktowych, mianowanych, dyplomowanych i o tym, że wszyscy uczą zgodnie z kwalifikacjami. Tyle.
5. Moje wyjaśnienia były jeszcze pełniejsze, dotyczyły przedmiotów- techniki, edukacji dla bezpieczeństwa. Mówiłam również o tym, że każdy nauczyciel ma kwalifikacje do nauczania dwóch, a nawet więcej przedmiotów. Kto chciał mógł prosić o wyjaśnienia, jeśli czegoś nie rozumiał. Pytań nie było.
Nie wiem, jakie były oczekiwania pani radnej-nauczycielki. Może takie, że będę mówiła, kto ma jakie kwalifikacje? Ile studiów podyplomowych ukończył i na jakiej uczelni. Niestety, to nie jest wiedza, którą dyrektor mógłby się dzielić. Zresztą, to nie jest wiedza potrzebna radnym.
Niestety, pani Krystynie Ołdak, nauczycielce Zespołu Szkół w Strachówce, pełniącej funkcję radnej, pewnie chodzi zupełnie o co innego. O co?
Mimochodem
niedziela, 10 marca 2013
czwartek, 31 stycznia 2013
Upraszanie debaty :-)
Zajrzałam dzisiaj na blog Radnej Krystyny Ołdak. Dawno już nie uczestniczyłam w posiedzeniach rady gminy więc pomyślałam - zobaczę, co słychać w lokalnej polityce. Patrzę i oczom nie wierzę. Jest tam kopia mojego posta „Dobro wspólne i smutny brak dialogu społecznego”. Pomyślałam, a skądże mi to, że doczekał się miejsca na stronie lokalnego polityka? Ale, żeby oddać sprawiedliwość, jest tam również dziewięcio-punktowy monolog (bardzo smutna, wręcz ponura tyrada), która chyba jest jakąś polemiką (przynajmniej tak stwierdza autorka) do mojego, wspomnianego wyżej posta.
Nie będę się do tego odnosić, ani polemizować, ani prostować. Jej blog zresztą (także inne jej strony, nawet Facebook) nie służy do dyskusji, PT Autorka usuwa lub blokuje zdanie inne od jej własnego. Zawsze za to chętnie wezmę udział w otwartej publicznej debacie o sprawach dla nas ważnych i najważniejszych. W „jej” i naszej sali konferencynej Urzędu Gminy, w „jej” i naszej świetlicy wiejskiej, w jej stowarzyszeniu... w NASZEJ WSPÓLNEJ gminie, wszędzie, gdzie taką dyskusję zorganizuje. O Dobru Wspólnym! Ale i o smutnym braku dialogu społecznego między nami! Ja się debaty nie boję, ani jej nie unikam, przeciwnie – ja o nią serdecznie i ciągle upraszam. Jestem przecież w gminie osobą publiczą, dyrektorką szkoły. Ciemność i niedomówienia nie służą wychowaniu. Jeśli chcesz, możemy nawet najpierw usiąść i wspólnie – z udziałem ekspertów zewnętrznych? - napisać reguły i metodologię takiego dialogu, czas najwyższy. Doczekaliśmy się demokracji, gdzieniegdzie nawet partycypacyjnej :-)
Powiem teraz tylko tyle, że o(b)mawiany problem nie dotyczy samorządu lokalnego, pracy rady, komisji, radnej. Niniejsza wycinkowa dyskusja, bo nie dialog spoleczny, wziąła początek od zwykłego, prostego pytania „co robicie w ferie”, zadanego po to, żeby nie powielać działań adresowanych do uczniów i ich rodzin i nie wchodzić sobie w drogę :-) Sprawa dotyczy szkoły i toczy się głównie w szkolnej korespondencji między nauczycielami. Ale jak się okazuje i jak pisze jedna ze stron tej wymiany myśli i opinii „Dialog uważam w takich warunkach za niemożliwy”. Ja mimo wszystko uważam, że dialog w każdych warunek jest możliwy, ba! jest konieczny, abyśmy nie dali się zwariować sprawom ubocznym, pozostawiając fundamentalne na boku.
Pozdrawiam oponenów, z całym szacunkiem, otwartością i oczekiwaniem na dialog prawdziwy.
Nie będę się do tego odnosić, ani polemizować, ani prostować. Jej blog zresztą (także inne jej strony, nawet Facebook) nie służy do dyskusji, PT Autorka usuwa lub blokuje zdanie inne od jej własnego. Zawsze za to chętnie wezmę udział w otwartej publicznej debacie o sprawach dla nas ważnych i najważniejszych. W „jej” i naszej sali konferencynej Urzędu Gminy, w „jej” i naszej świetlicy wiejskiej, w jej stowarzyszeniu... w NASZEJ WSPÓLNEJ gminie, wszędzie, gdzie taką dyskusję zorganizuje. O Dobru Wspólnym! Ale i o smutnym braku dialogu społecznego między nami! Ja się debaty nie boję, ani jej nie unikam, przeciwnie – ja o nią serdecznie i ciągle upraszam. Jestem przecież w gminie osobą publiczą, dyrektorką szkoły. Ciemność i niedomówienia nie służą wychowaniu. Jeśli chcesz, możemy nawet najpierw usiąść i wspólnie – z udziałem ekspertów zewnętrznych? - napisać reguły i metodologię takiego dialogu, czas najwyższy. Doczekaliśmy się demokracji, gdzieniegdzie nawet partycypacyjnej :-)
Powiem teraz tylko tyle, że o(b)mawiany problem nie dotyczy samorządu lokalnego, pracy rady, komisji, radnej. Niniejsza wycinkowa dyskusja, bo nie dialog spoleczny, wziąła początek od zwykłego, prostego pytania „co robicie w ferie”, zadanego po to, żeby nie powielać działań adresowanych do uczniów i ich rodzin i nie wchodzić sobie w drogę :-) Sprawa dotyczy szkoły i toczy się głównie w szkolnej korespondencji między nauczycielami. Ale jak się okazuje i jak pisze jedna ze stron tej wymiany myśli i opinii „Dialog uważam w takich warunkach za niemożliwy”. Ja mimo wszystko uważam, że dialog w każdych warunek jest możliwy, ba! jest konieczny, abyśmy nie dali się zwariować sprawom ubocznym, pozostawiając fundamentalne na boku.
Pozdrawiam oponenów, z całym szacunkiem, otwartością i oczekiwaniem na dialog prawdziwy.
niedziela, 27 stycznia 2013
Kobiece Inspiracje
Na początku chcę podziękować Magdzie, że do mnie zadzwoniła i pomogła podjąć decyzję o udziale w programie „Kobiece Inspiracje”. To propozycja dla absolwentów programu Liderzy Polsko – Amerykańskiej Fundacji Wolności. Program realizowany jest przez Stowarzyszenie Szkoła Liderów przy współpracy Programu Liderzy PAFW, a finansowany przez Ambasadę Amerykańską oraz Polsko-Amerykańską Fundację Wolności. Bierze w nim udział dziesięć kobiet z całej Polski, a ja jestem jedną ze szczęściarek, które znalazły się w tym gronie. Będziemy pracowały przez pół roku, warsztatowo i podczas comiesięcznych spotkań z tutorem.
Inauguracja programu miała miejsce w Kancelarii Premiera Rady Ministrów. Spotkałyśmy się z panią minister Agnieszką Kozłowską-Rajewicz.
To co mnie zaskoczyło i zachwyciło to niezwykła otwartość i serdeczność Pani minister. W opowiedzianej przez nią swojej historii życia i drogi do miejsca, w którym jest i czym się zajmuje odnajdywałam (nie ja jedna zresztą) wspólne wątki. Choćby praca w harcerstwie, od zucha po instruktorskie stopnie. Opowiedziałyśmy o sobie, skąd jesteśmy i co robimy, o swoich sukcesach i marzeniach.
Miałam wrażenie, że Pani minister poświęciłaby nam zdecydowanie więcej czasu niż to było w planie. Niestety inne zadania, które czekały na nas tego dni nie pozwoliły na to. Wychodziłam z sali świetlikowej silniejsza, z wewnętrznym głosem pomyśl o sobie, i pytaniem Pani minister, co chciałabyś zrobić tylko dla siebie?
Do pałacyku w Konstancinie-Chyliczkach pojechałyśmy samochodami. Przywitało nas miejsce jak z bajki, w białej, śnieżnej ciszy i dyrektor PAFW Radek Jasiński. Zaraz po obiedzie zaczęły się warsztaty „Rzeka zmian”. Prowadziła je fantastyczna Maja Branka. Wieczorem obejrzałyśmy film „Niezłomne” o amerykańskich sufrażystkach, dzięki którym kobiety w USA zdobyły prawa wyborcze. Dziś wszystkim wydaje się oczywistym, że kobiety idą do urn wyborczych, uczestniczą w życiu społecznym i politycznym, mają równe prawa, a przecież jeszcze nie tak dawno było zupełnie inaczej. "Pełnię praw edukacyjnych (na przykład dostęp do wszystkich wydziałów czy poziomów kształcenia) kobiety uzyskały dopiero po I Wojnie Światowej. Wtedy też kobiety uzyskały pełne prawa wyborcze. Wydarzyło się to 28 XI 1918 r., na skutek dekretu Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Do ostatniej chwili sprawa nie była przesądzona, jeszcze dzień przed podjęciem decyzji kobiety agitowały (stojąc całą noc na mrozie) pod jego willą. Dalsze zrównanie praw zostało im przyznane na mocy Konstytucji z 1921 roku".
Film był poruszający nie tylko drastycznością scen, ale przede wszystkim wielkością, mądrością, siłą kobiet, o których opowiadał.
Piątek był niezwykle intensywny i pracowity. Sięgałyśmy do swoich ograniczeń, ale i siły bycia kobietą. Przyglądałyśmy się kulturowym uwarunkowaniom, które sprawiają, że postrzegane jesteśmy tak, a nie inaczej, tak, a nie inaczej o sobie myślimy. Uczyłyśmy się jak przezwyciężać stereotypy, wychodzić z roli. Było wesoło, energetycznie, szczerze, bardzo wspólnotowo.
A jeszcze po kolacji, dwie godziny, rozmawiałam ze swoją tutorką. To uczucie, że mówisz, a ktoś inny, kobieta (co nie jest bez znaczenia) chce cię słuchać i rozumieć jest nie do przecenienia.
W sobotę spotkałyśmy się z dr Marcinem Waleckim – dyrektorem ODiHR, Zespołu Demokratycznych Rządów i Partycypacji w Życiu Publicznym, Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE. To również absolwent jednej z pierwszych edycji Szkoły Liderów. Słuchanie go to była czysta przyjemność.
Z niecierpliwością czekam na spotkanie z Natalią (moją tutorką) i kolejne warsztaty. Jeszcze raz chcę podziękować niezwykłym ludziom, których poznałam dzięki programowi Liderzy PAFW. Ta przygoda trwa i jest źródłem nieustających inspiracji.
piątek, 25 stycznia 2013
Dobro wspólne i smutny brak dialogu społecznego
Pierwszy semestr pracy i nauki mamy za sobą. W poniedziałek odbyło się klasyfikacyjne posiedzenie rady pedagogicznej, dzisiaj spotkanie z rodzicami. Dziękuję tym z Państwa, którzy mimo mrozu i śniegu przyszli do szkoły rozmawiać o dzieciach, swoich i naszych wspólnych :-)
Spotkanie rozpoczęło się od Jasełek, przygotowanych przez gimnazjalistów pod okiem wychowawczyni Renaty. Chyba wszystkim obecnym bardzo się podobało, bo brawa były duże, a co chwila wybuchały salwy śmiechu. Prezentacja ocen i frekwencji szkół i klas przygotowana przez Emilę również wzbudziła zainteresowanie.
Opowiedziałam krótko o innych działaniach szkoły, sukcesach sportowych i artystycznych uczniów, zajęciach pozalekcyjnych i projektach. Ania Fortuna zaproponowała rodzicom kolejne zajęcia dla dzieci, tym razem taneczne. Na zakończenie jeszcze raz zaprosiłam i przypomniałam, że w pierwszym tygodniu ferii szkoła organizuje zajęcia i wyjazdy dla dzieci. Ta część spotkania przebiegła w bardzo dobrej, spokojnej, miłej atmosferze. Rodzice rozeszli się do sal, gdzie czekali wychowawcy. Rozstawaliśmy się w serdecznym klimacie. Można powiedzieć, że na zebraniu szkoła pokazała swoje wspólnotowe oblicze.
Dlaczego tak nie mogą kończyć się spotkania rady pedagogicznej? W kontekście dzisiejszego podsumowania działań szkoły i osiągnięć uczniów w pierwszym semestrze, chcę opisać sytuację, która mąci i zatruwa ten pozytywny obraz, jeszcze gorzej, że zatruwa życie naszej wspólnoty. Żeby nikogo nie urazić (to nie są sprawy prywatne, ani osobiste), z szacunkiem i sympatią do osoby, ale z równie wielką miłością do Prawdy i wobec Niej zobowiązaniem, użyję nazw symbolicznych bohaterów zdarzeń : Dyrektor, Nauczycielka, Wójt. Do każdego z bohaterów jest przypisany zakres obowiązków i odpowiedzialności. To są sprawy fundamentalne, o konstytucyjnym znaczeniu dla szkoły i gminy (wspólnoty lokalnej). Dyrektor szkoły – ten i każdy kolejny - jest i ma być tylko kierownikiem, dyrektorem, sługą wspólnoty nauczycieli, uczniów i ich rodzin, liderem Wielkiego Projektu Oświatowego pod zbiorczą nazwą Rzeczpospolita Norwidowska (rzecz wspólna, serdeczna, wspólne dobro), nie graczem o wpływy i pozycję w samorządzie lokalnym.
A było to tak:
Kiedy w sierpniu Dyrektor zatrudniał panią Anię Fortunę w ramach programu „Praca z Klasą” i zastanawiał się nad zakresem jej obowiązków, wspólnie ustaliły, że „nowa siła” (osobowa i projektowa :-) włączy się także w organizację zajęć dla dzieci w czasie ferii zimowych. Ta informacja została przekazana wszystkim nauczycielom we wrześniu, Dyrektor wprowadzał Anię do szkolnej wspólnoty. Temat ferii - i w ogóle czasu wolnego dzieci i młodzieży - jest ważny, wracałyśmy do niego, co jakiś czas. W grudniu robiłyśmy pierwsze przymiarki. Przygotowania ruszyły pełną parą w styczniu. Byłyśmy przekonane, że w zajęcia uda się włączyć Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska, które jak może, tak wspomaga szkołę w jej działaniach i z nią współpracuje, m.in. szukając dla niej programów i funduszy, po to m.in. powstało.
Trzeba wszędzie szukać wsparcia (tworząc nawet tzw. montaże i partnerstwa organizacyjno-finansowe), przecież nauczyciele mają w tym czasie urlop i nie na wszystko starcza pieniędzy ze szkolnego budżetu, a pewnych funduszy nie można inaczej zdobyć, jak tylko pisząc projekty w ramach stowarzyszenia. Okazało się jednak, że nauczyciele Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej to w większości wielcy społecznicy, którzy chętnie poświęcą swój czas dzieciom. Dyrektor słyszał (tylko jako wieść gminną), że jakieś plany na ferie ma również inne stowarzyszenie, Przyjaciół Strachówki.
Żeby nasze działania nie były takie same i nie pokryły się w czasie, Dyrektor (czwartek 17 stycznia) poszedł do prezesa Nauczycielki – jednocześnie, jak to się mówi, do „swojego pracownika” – zapoznać ją/go z programem działań szkoły. Dyrektor zapytał, co oni planują, wyjaśniając istotę pytania. W odpowiedzi usłyszał ogólnikowe: „dwa wyjazdy w pierwszym tygodniu, maraton filmowy i zajęcia w bibliotece „jeszcze nie wiadomo jakie”, co drugi dzień”. Prezes Nauczycielka szczegółów nie znała, bo nie było jeszcze spotkania Jej zarządu. Na tym nasza? dyrektora z nauczycielem? dwóch prezesów? rozmowa się skończyła. Kim kto jest? Czym co jest? A w tle dzieci, młodzież, ferie, ich czas wolny, działalność szkoły i społeczników, wspólnota(?) lokalna... Brak odpowiedzi!
Do sprawy Dyrektor wrócił na poniedziałkowym posiedzeniu rady pedagogicznej. Rozpoczął od stwierdzenia, że wielość propozycji, które się uzupełniają, a nie powtarzają, jest bogactwem (z korzyścią dla dzieci). Dyrektor zapoznał wszystkich nauczycieli (pracowników i wolontariuszy w jednej osobie) z programem zajęć na ferie w pierwszym tygodniu, programem nikomu nie narzuconym, ani nie wymyślonym sobie, dla siebie, się itd. ale przygotowanym przez grupę nauczycieli i zadał, w tym kontekście, pytanie o program SPS. Usłyszał/usłyszeliśmy od koleżanki Nauczycielki, pracownika szkoły i pani prezes, że ona nie zna szczegółów, wie o dwóch wyjazdach w pierwszym i drugim tygodniu. Dyrektor stwierdził, że zachodzi „tutaj i teraz” oczywisty konflikt interesów i nie jest to w porządku wobec szkoły, która nie jest dobrowolnym stowarzyszeniem, ale "ciałem" ustawowym, realizującym ustawowe zadania. Usłyszał/usłyszeliśmy, że ustawowy/konkursowy/legalny Dyrektor ją/go atakuje i dlaczego w ogóle pyta o sprawy stowarzyszenia na posiedzeniu rady pedagogicznej. Usłyszał/usłyszeli wszyscy, że program będzie we wtorek, już po uzgodniach Rady Pedagogicznej jej szkoły, zostanie ustalony na posiedzeniu jej zarządu.
Wczoraj, gdy Dyrektor rozdawał dzieciom z klasy III kartki z programem-ofertą dla nich i rodziców na ferie, za plecami usłyszał pytanie wychowawczyni Nauczycielki „czy ja też będę mogła rozdać kartki?” Dyrektor na to - „tak, jak zobaczę program”. Dyrektor czekał, oczekiwał wielkodusznie, że Nauczyciel przyjdzie. Nie przyszedł. Dyrektor więc jeszcze raz, przed południem, poprosił ją do siebie. Komunikat Dyrektora do Nauczyciela był krótki - „to jest nie w porządku, ale o tym, w innym czasie i miejscu. Ale! - możesz rozdać kartki z programem”. Wróciłyśmy do swoich zajęć.
Za chwilę (krótszą, dłuższą), jeszcze przed godziną pierwszą, przed urzędem gminy Dyrektor spotkał pana Wójta. Zanim przedstawił sprawę służbową, z którą przyszedł, usłyszał, że „musimy się spotkać w piątek”. Dyrektor zapytał - „z kim i w jakim celu”. Usłyszał, że w Trójkę - Wójt, Dyrektor i Nauczyciel. - „Ponieważ Nauczyciel (radna, prezes) złożyła skargę. Że jej dyrektor utrudnia i nie pozwolił rozdać informacji o zajęciach w czasie ferii”. Odpowiedź Dyrektora mogła być tylko jedna - „w piątek nie mogę, wyjeżdżam na ważne zajęcia w Szkole Liderów Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności (w siedzibie Prezesa Rady Ministrów), a w tej sprawie będę rozmawiać z Nauczycielką tylko w relacjach dyrektor szkoły - pracownik”.
Na koniec – znów swoim własnym i pełnym głosem, w pierwszej osobie liczby pojedynczej - powtórzę to, co powiedziałam w poniedziałek na statutowym, regulaminowym (ustawowym wręcz) posiedzeniu Rady Pedagogicznej Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej - wielość różnorodnych działań w ferie (czas wolny) tworzy szeroką ofertę dla dzieci i młodzieży i nie ma w tym nic złego. Problem leży zupełnie gdzie indziej. Ale to wymaga dłuższej wypowiedzi (DEBATY PUBLICZNEJ!!) w innym miejscu. Nikt z nas przecież nie jest nieomylny.
Spotkanie rozpoczęło się od Jasełek, przygotowanych przez gimnazjalistów pod okiem wychowawczyni Renaty. Chyba wszystkim obecnym bardzo się podobało, bo brawa były duże, a co chwila wybuchały salwy śmiechu. Prezentacja ocen i frekwencji szkół i klas przygotowana przez Emilę również wzbudziła zainteresowanie.
Opowiedziałam krótko o innych działaniach szkoły, sukcesach sportowych i artystycznych uczniów, zajęciach pozalekcyjnych i projektach. Ania Fortuna zaproponowała rodzicom kolejne zajęcia dla dzieci, tym razem taneczne. Na zakończenie jeszcze raz zaprosiłam i przypomniałam, że w pierwszym tygodniu ferii szkoła organizuje zajęcia i wyjazdy dla dzieci. Ta część spotkania przebiegła w bardzo dobrej, spokojnej, miłej atmosferze. Rodzice rozeszli się do sal, gdzie czekali wychowawcy. Rozstawaliśmy się w serdecznym klimacie. Można powiedzieć, że na zebraniu szkoła pokazała swoje wspólnotowe oblicze.
Dlaczego tak nie mogą kończyć się spotkania rady pedagogicznej? W kontekście dzisiejszego podsumowania działań szkoły i osiągnięć uczniów w pierwszym semestrze, chcę opisać sytuację, która mąci i zatruwa ten pozytywny obraz, jeszcze gorzej, że zatruwa życie naszej wspólnoty. Żeby nikogo nie urazić (to nie są sprawy prywatne, ani osobiste), z szacunkiem i sympatią do osoby, ale z równie wielką miłością do Prawdy i wobec Niej zobowiązaniem, użyję nazw symbolicznych bohaterów zdarzeń : Dyrektor, Nauczycielka, Wójt. Do każdego z bohaterów jest przypisany zakres obowiązków i odpowiedzialności. To są sprawy fundamentalne, o konstytucyjnym znaczeniu dla szkoły i gminy (wspólnoty lokalnej). Dyrektor szkoły – ten i każdy kolejny - jest i ma być tylko kierownikiem, dyrektorem, sługą wspólnoty nauczycieli, uczniów i ich rodzin, liderem Wielkiego Projektu Oświatowego pod zbiorczą nazwą Rzeczpospolita Norwidowska (rzecz wspólna, serdeczna, wspólne dobro), nie graczem o wpływy i pozycję w samorządzie lokalnym.
A było to tak:
Kiedy w sierpniu Dyrektor zatrudniał panią Anię Fortunę w ramach programu „Praca z Klasą” i zastanawiał się nad zakresem jej obowiązków, wspólnie ustaliły, że „nowa siła” (osobowa i projektowa :-) włączy się także w organizację zajęć dla dzieci w czasie ferii zimowych. Ta informacja została przekazana wszystkim nauczycielom we wrześniu, Dyrektor wprowadzał Anię do szkolnej wspólnoty. Temat ferii - i w ogóle czasu wolnego dzieci i młodzieży - jest ważny, wracałyśmy do niego, co jakiś czas. W grudniu robiłyśmy pierwsze przymiarki. Przygotowania ruszyły pełną parą w styczniu. Byłyśmy przekonane, że w zajęcia uda się włączyć Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska, które jak może, tak wspomaga szkołę w jej działaniach i z nią współpracuje, m.in. szukając dla niej programów i funduszy, po to m.in. powstało.
Trzeba wszędzie szukać wsparcia (tworząc nawet tzw. montaże i partnerstwa organizacyjno-finansowe), przecież nauczyciele mają w tym czasie urlop i nie na wszystko starcza pieniędzy ze szkolnego budżetu, a pewnych funduszy nie można inaczej zdobyć, jak tylko pisząc projekty w ramach stowarzyszenia. Okazało się jednak, że nauczyciele Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej to w większości wielcy społecznicy, którzy chętnie poświęcą swój czas dzieciom. Dyrektor słyszał (tylko jako wieść gminną), że jakieś plany na ferie ma również inne stowarzyszenie, Przyjaciół Strachówki.
Żeby nasze działania nie były takie same i nie pokryły się w czasie, Dyrektor (czwartek 17 stycznia) poszedł do prezesa Nauczycielki – jednocześnie, jak to się mówi, do „swojego pracownika” – zapoznać ją/go z programem działań szkoły. Dyrektor zapytał, co oni planują, wyjaśniając istotę pytania. W odpowiedzi usłyszał ogólnikowe: „dwa wyjazdy w pierwszym tygodniu, maraton filmowy i zajęcia w bibliotece „jeszcze nie wiadomo jakie”, co drugi dzień”. Prezes Nauczycielka szczegółów nie znała, bo nie było jeszcze spotkania Jej zarządu. Na tym nasza? dyrektora z nauczycielem? dwóch prezesów? rozmowa się skończyła. Kim kto jest? Czym co jest? A w tle dzieci, młodzież, ferie, ich czas wolny, działalność szkoły i społeczników, wspólnota(?) lokalna... Brak odpowiedzi!
Do sprawy Dyrektor wrócił na poniedziałkowym posiedzeniu rady pedagogicznej. Rozpoczął od stwierdzenia, że wielość propozycji, które się uzupełniają, a nie powtarzają, jest bogactwem (z korzyścią dla dzieci). Dyrektor zapoznał wszystkich nauczycieli (pracowników i wolontariuszy w jednej osobie) z programem zajęć na ferie w pierwszym tygodniu, programem nikomu nie narzuconym, ani nie wymyślonym sobie, dla siebie, się itd. ale przygotowanym przez grupę nauczycieli i zadał, w tym kontekście, pytanie o program SPS. Usłyszał/usłyszeliśmy od koleżanki Nauczycielki, pracownika szkoły i pani prezes, że ona nie zna szczegółów, wie o dwóch wyjazdach w pierwszym i drugim tygodniu. Dyrektor stwierdził, że zachodzi „tutaj i teraz” oczywisty konflikt interesów i nie jest to w porządku wobec szkoły, która nie jest dobrowolnym stowarzyszeniem, ale "ciałem" ustawowym, realizującym ustawowe zadania. Usłyszał/usłyszeliśmy, że ustawowy/konkursowy/legalny Dyrektor ją/go atakuje i dlaczego w ogóle pyta o sprawy stowarzyszenia na posiedzeniu rady pedagogicznej. Usłyszał/usłyszeli wszyscy, że program będzie we wtorek, już po uzgodniach Rady Pedagogicznej jej szkoły, zostanie ustalony na posiedzeniu jej zarządu.
Wczoraj, gdy Dyrektor rozdawał dzieciom z klasy III kartki z programem-ofertą dla nich i rodziców na ferie, za plecami usłyszał pytanie wychowawczyni Nauczycielki „czy ja też będę mogła rozdać kartki?” Dyrektor na to - „tak, jak zobaczę program”. Dyrektor czekał, oczekiwał wielkodusznie, że Nauczyciel przyjdzie. Nie przyszedł. Dyrektor więc jeszcze raz, przed południem, poprosił ją do siebie. Komunikat Dyrektora do Nauczyciela był krótki - „to jest nie w porządku, ale o tym, w innym czasie i miejscu. Ale! - możesz rozdać kartki z programem”. Wróciłyśmy do swoich zajęć.
Za chwilę (krótszą, dłuższą), jeszcze przed godziną pierwszą, przed urzędem gminy Dyrektor spotkał pana Wójta. Zanim przedstawił sprawę służbową, z którą przyszedł, usłyszał, że „musimy się spotkać w piątek”. Dyrektor zapytał - „z kim i w jakim celu”. Usłyszał, że w Trójkę - Wójt, Dyrektor i Nauczyciel. - „Ponieważ Nauczyciel (radna, prezes) złożyła skargę. Że jej dyrektor utrudnia i nie pozwolił rozdać informacji o zajęciach w czasie ferii”. Odpowiedź Dyrektora mogła być tylko jedna - „w piątek nie mogę, wyjeżdżam na ważne zajęcia w Szkole Liderów Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności (w siedzibie Prezesa Rady Ministrów), a w tej sprawie będę rozmawiać z Nauczycielką tylko w relacjach dyrektor szkoły - pracownik”.
Na koniec – znów swoim własnym i pełnym głosem, w pierwszej osobie liczby pojedynczej - powtórzę to, co powiedziałam w poniedziałek na statutowym, regulaminowym (ustawowym wręcz) posiedzeniu Rady Pedagogicznej Zespołu Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej - wielość różnorodnych działań w ferie (czas wolny) tworzy szeroką ofertę dla dzieci i młodzieży i nie ma w tym nic złego. Problem leży zupełnie gdzie indziej. Ale to wymaga dłuższej wypowiedzi (DEBATY PUBLICZNEJ!!) w innym miejscu. Nikt z nas przecież nie jest nieomylny.
niedziela, 6 stycznia 2013
Spotkanie w Święto Trzech Króli
Przez wielkie miasta Polski przeszły
dzisiaj orszaki Trzech Króli. Barwne korowody, w których szli
ludzie całymi rodzinami, aby pokłonić się Chrystusowi. Tradycja
to nowa. W Warszawie na przykład orszak szedł po raz piąty. Nasza
tradycja, w gminie Strachówka jest inna. Trwa dwadzieścia parę lat
i sięga 1991 roku, kiedy przy jednym stole w Święto Objawienia
Pańskiego-Trzech Króli spotkali się min. urzędujący wójt Józef
Kapaon, jego oponent Mirosław Subzda, przewodniczący rady gminy
Kazik Orzechowski, proboszcz Antoni. Spotkać się przy herbacie (i koniaku) by rozmawiać mimo
różnic światopoglądowych, politycznych i wszelakich. Poprzedni wójt, mimo, że był
zapraszany nigdy z zaproszenia nie skorzystał. Tę tradycję
staraliśmy się podtrzymywać, bezalkoholowo.
Po doświadczeniach
ubiegłorocznych, kiedy na zaproszenie na rozmowę przy herbacie
zarząd SPS odpowiedział nam oskarżeniami o zawłaszczanie (czego? kogo?),
wrogim atakiem i oficjalnymi pismami zastanawiałam się, czy
tradycję podtrzymać i jak to zrobić. Bo co do sensu tych spotkań
to oczywiście nie mam żadnych wątpliwości. Ludzie, którzy we
wspólnocie lokalnej pełnią różne funkcje, wzięli na siebie
odpowiedzialność za jakiś fragment jej życia powinni się ze sobą
spotykać i rozmawiać. Mimo nieuniknionych różnic, innego
rozumienia i spojrzenia na świat, mimo sporów. Tak odczytujemy to
święto. Wszak we wspólnej wędrówce Mędrców do Betlejem
symbolicznie i wprost spotykają się różne kultury, poglądy,
tradycje, przekonania.
W tym roku ja zaprosiłam wójta Piotra
Orzechowskiego i księdza proboszcza Mieczysława Jerzaka. Każdy z
nich, według własnego rozeznania miał zaprosić dwie osoby, które w jakiś sposób wpływają
na kształt naszego życia w gminie Strachówka. Próbowali. Nie
udało się. To nic. Najważniejsze, że spotkanie się odbyło.
Poszerzone o obecność Jadzi, Wiesi i Asi, a przez chwilę także
Renaty i Mirka. Dziękuję Wam, że byliście. To była długa i
bardzo ciekawa rozmowa.
Zdjęcie pochodzi stąd
niedziela, 30 grudnia 2012
W niedzielę Świętej Rodziny
Dziś na Mszy Świętej przyszła do mnie nieoczekiwanie myśl, że muszę opowiedzieć o moim życiu w Annopolu, a właściwie o moim doświadczeniu rodziny. Skąd wzięła się ta myśl, w którym momencie i dlaczego była tak silna. Najpierw pojawiła się w czasie liturgii słowa. Była odpowiedzią na zdanie z Listu do Kolosan „I bądźcie wdzięczni”. Wdzięczni? Pomyślałam. Bądź wdzięczna. Tak. Jestem wdzięczna. Jestem za całe, niełatwe, piękne życie w Annopolu.
Dlaczego tak mi się pomyślało? Dlaczego właśnie teraz? Nie wiem. Myśli krążą wokół rodziny. Bynajmniej nie jest to ani czułostkowość, ani egzaltacja, ani nadmiar uczuciowości. To jakieś wewnętrzne przynaglenie. Może w kontekście dzisiejszego święta, niedzieli Świętej Rodziny, a może, nawet bardziej, ostatnich doświadczeń. Od kiedy Jasiek studiuje w Glasgow, a dzieci w ponadgimnazjalnych szkołach rzadko się zdarza, że w domu gromadzimy się wszyscy. W piątek był taki moment, że byliśmy całą dziewiątka, a właściwie dziesiątka, bo Jasiek był z Katy.
Dziewczyna ze Szkocji, która przyjechała do Polski, żeby poznać jego rodzinę stała się przyczyną podróży w czasie. Były więc wspominki z dzieciństwa naszych dzieci, oglądanie zdjęć, przeglądanie rodzinnych pamiątek. Był kalendarz na 2013 rok, który otrzymaliśmy od Katy (przez nią zrobiony) z naszymi rodzinnymi zdjęciami z Annopola. Piękny. Jasiek wyciągnął kilka, moich i Józefa, listów sprzed 25 lat i po cichutku tłumaczył fragmenty na angielski. Zosia przeczytała fragment i powiedziała pół głosem „głupio jakoś tak, kiedy o swojej miłości mówią rodzice”. Zajrzałam i ja, żeby zobaczyć, co ich tak peszy, cieszy, dziwi, onieśmiela. I poczułam radość.
To nie jest zwykła, banalna historia. I to nie my jesteśmy jej autorami. A moje życie w annopolskim ogrodzie jest tego potwierdzeniem. Ta myśl ucieszyła mnie najbardziej.
Kiedy w 1989 roku postanowiliśmy zamieszkać w starym domu wszyscy stukali się w czoło i pytali, co będziecie tam robić? A my odpowiadaliśmy „będziemy kustoszami miejsca, będziemy zapalać światło Matce Bożej w ogrodzie”. Dziwili się i trochę chyba mnie żałowali „dziewczyna z miasta idzie na wieś, w zupełnie obce środowisko, nie ma tam ani rodziny, ani przyjaciół, nie zna nikogo i jeszcze te spartańskie warunki”. I to była prawda. Ale dla mnie to było spełnianie się młodzieńczych marzeń i ideałów. I naszych przedmałżeńskich rozmów, że naszym dzieciom (najpierw Jaśkowi) pokażemy piękny, Boży świat. Ten świat zaczynał się zaraz za progiem, najpierw na podwórku, w lesie, na łące, w sąsiedniej wsi, w szkole, w naszym parafialnym kościele w Strachówce, a potem coraz dalej poza granice.
Obce miejsce stawało się moim miejscem na ziemi. Obcy ludzie znajomymi i przyjaciółmi, a nawet rodzicami chrzestnymi naszych dzieci.
Wczoraj, kiedy wszyscy siedzieliśmy w pustym przepięknym kościele w Strachówce, jakby klamrą zamknęło się ćwierć wieku. Matematycznie się nie zgadza? Nie szkodzi. Dla mnie to była chwila pełni i pokoju. A patrząc na męża i dzieci, i słuchając dzisiejszych czytań liturgicznych spełniły się słowa z Listu do Kolosan „Sercami waszymi niech rządzi Chrystusowy pokój”. Dla mnie. Dzisiaj.
Nie wiem, czy będzie jeszcze jakieś jutro. Mam tylko taką nadzieję. Może nie zdarzy się już taka chwila, że będziemy wszyscy razem. Kto to wie? To mój sposób, żeby zachować i podzielić się z innymi tym, co dla mnie ważne.
A to z profilu fb ojca Kaspra Mariusza Kapronia Ofm, misjonarza z Boliwii. Przeczytane przed chwilą po opublikowaniu posta.
"Modlitwa za Rodzinę" (tłumaczenie polskie)
Oby żadna rodzina nie zaczynała się z jakiegoś przypadku,
I oby nie kończyła się, bo miłości już brak.
Dwóje niech będą jeden w drugim, tak w ciele jak i w myśli.
I niech nikt na tym świecie ośmieli się zniszczyć ich rodzinny dom.
Oby żadna rodzina nie musiała szukać schronienia pod mostem
I niech nikt nie zakłóca życia i pokoju tych dwóch
Oby nikt nie sprawił, że ich życie będzie bez horyzontu
I oby nie musieli żyć z lękając się o to co jutro przyniesie.
Rodzina niech zaczyna się z wiedzą „dlaczego?” i „gdzie?” razem chcą iść
Niech mężczyzna wyryje w sobie łaskę bycia ojcem
A kobieta niech będzie niebem, łagodnością, czułością i ciepłem.
Aby dzieci mogły poznać siłę Miłości
Pobłogosław o Panie rodziny, Amen
Pobłogosław o Panie i moją także!
Niech mąż i żona mają siłę, aby kochać bez miary
I niech nikt z nich nie zaśnie zanim nie powie „Przebacz mi”.
Niech w dziecięcej kołysce zrozumieją czym jest dar życia
I niech tam rodzina świętuje pocałunek i chleb.
Niech małżonek ze swą żoną na kolanach kontemplują swe dzieci
I niech ze względu na dzieci znajdą siłę, aby ciągnąć do przodu.
Niech na ich firmamencie gwiazda, która świeci najjaśniej
To nadzieja pokoju i pewność miłości.
Rodzina niech zaczyna się z wiedzą „dlaczego?” i „gdzie?” razem chcą iść
Niech mężczyzna wyryje w sobie łaskę bycia ojcem
A kobieta niech będzie niebem, łagodnością, czułością i ciepłem.
Aby dzieci mogły poznać siłę Miłości
Pobłogosław o Boże Rodziny, Amen
Pobłogosław o Panie i moją także!
środa, 26 grudnia 2012
Moje Boże Narodzenie
Lubię być w kościele. Nie z obowiązku, przymusu, tradycji, ale z potrzeby. Zachwyca mnie piękno ołtarza, złoto tabernakulum, blask choinek, i światło czerwonych świec. Lubię być w kościele, blisko ołtarza, tak, żeby wszystko widzieć dokładnie, żeby nic i nikt nie oddzielał mnie od miejsca, gdzie dzieje się spotkanie. Mogłabym tak siedzieć i patrzeć, i słuchać, i słuchać, i śpiewać. Właściwie nie ma znaczenia, czy to jest wystrój bożonarodzeniowy, czy adwentowy, wielkopostny, czy zwykły dzień. Nie ma znaczenia, bo Chrystus jest ten sam, ten sam dla mnie.
Nie lubię, gdy mówią "Dzieciątko się narodziło", albo "niech Boże nowo narodzone Dziecię błogosławi", bo wszak Ono narodziło się w jakimś momencie historii, przeszło dwa tysiące lat temu. Dziś, tu i teraz, nie ma Dzieciątka, jest Bóg Jezus Chrystus. Dlatego lubię wspomnienie św. Szczepana pierwszego męczennika. Ta śmierć za poznaną Prawdę ukazuje całość, pełnię- narodzin, męczeństwa, śmierci i zmartwychwstania Słowa, które stało się Ciałem (dla mnie).
Ojciec misjonarz z Boliwii, poznany przez Józefa na fb, Kasper Mariusz Kaproń Ofm tłumacząc Indianom w Boże Narodzenie 2012, trudne słowa św. Jana z Hymnu o Logosie, pisze tak: „To Słowo, które było na początku to „kocham cię”, to „Miłość” i stosuje taki zabieg, janowe Słowo zamienia na 'Kocham cię - Miłość', w efekcie powstaje przekaz:
I MIŁOŚĆ CIAŁEM SIĘ STAŁA
i zamieszkała wśród nas.
I oglądaliśmy Jej chwałę...
Ojciec Kasper pisze - "Może to co zrobiłem to zbyt daleko posunięta ingerencja w biblijny tekst. Jednakże zostało to zrozumiane przez słuchaczy. To odwieczne słowo brzmi „Kocham cię” i mówi je Bóg do człowieka. W pełni je wypowiedział w osobie Jezusa Chrystusa – Miłości wcielonej".
Bardzo mi się to podoba. Zdjęcia z boliwijskiego przedstawienia o Bożym Narodzeniu także.
Boże Narodzenie na wszystkich kontynentach świata, w każdym człowieku może być codziennie. Tak pisała bł Matka Teresa z Kalkuty. Chciałabym, żeby to było moje codzienne doświadczenie, każdego dnia Boże Narodzenie we mnie, we wspólnocie rodziny, szkoły, parafii, gminy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)