niedziela, 30 grudnia 2012

W niedzielę Świętej Rodziny


Dziś na Mszy Świętej przyszła do mnie nieoczekiwanie myśl, że muszę opowiedzieć o moim życiu w Annopolu, a właściwie o moim doświadczeniu rodziny. Skąd wzięła się ta myśl, w którym momencie i dlaczego była tak silna. Najpierw pojawiła się w czasie liturgii słowa. Była odpowiedzią na zdanie z Listu do Kolosan „I bądźcie wdzięczni”. Wdzięczni? Pomyślałam. Bądź wdzięczna. Tak. Jestem wdzięczna. Jestem za całe, niełatwe, piękne życie w Annopolu.

Dlaczego tak mi się pomyślało? Dlaczego właśnie teraz? Nie wiem. Myśli krążą wokół rodziny. Bynajmniej nie jest to ani czułostkowość, ani egzaltacja, ani nadmiar uczuciowości. To jakieś wewnętrzne przynaglenie. Może w kontekście dzisiejszego święta, niedzieli Świętej Rodziny, a może, nawet bardziej, ostatnich doświadczeń. Od kiedy Jasiek studiuje w Glasgow, a dzieci w ponadgimnazjalnych szkołach rzadko się zdarza, że w domu gromadzimy się wszyscy. W piątek był taki moment, że byliśmy całą dziewiątka, a właściwie dziesiątka, bo Jasiek był z Katy.

Dziewczyna ze Szkocji, która przyjechała do Polski, żeby poznać jego rodzinę stała się przyczyną podróży w czasie. Były więc wspominki z dzieciństwa naszych dzieci, oglądanie zdjęć, przeglądanie rodzinnych pamiątek. Był kalendarz na 2013 rok, który otrzymaliśmy od Katy (przez nią zrobiony) z naszymi rodzinnymi zdjęciami z Annopola. Piękny. Jasiek wyciągnął kilka, moich i Józefa, listów sprzed 25 lat i po cichutku tłumaczył fragmenty na angielski. Zosia przeczytała fragment i powiedziała pół głosem „głupio jakoś tak, kiedy o swojej miłości mówią rodzice”. Zajrzałam i ja, żeby zobaczyć, co ich tak peszy, cieszy, dziwi, onieśmiela. I poczułam radość.

To nie jest zwykła, banalna historia. I to nie my jesteśmy jej autorami. A moje życie w annopolskim ogrodzie jest tego potwierdzeniem. Ta myśl ucieszyła mnie najbardziej.

Kiedy w 1989 roku postanowiliśmy zamieszkać w starym domu wszyscy stukali się w czoło i pytali, co będziecie tam robić? A my odpowiadaliśmy „będziemy kustoszami miejsca, będziemy zapalać światło Matce Bożej w ogrodzie”. Dziwili się i trochę chyba mnie żałowali „dziewczyna z miasta idzie na wieś, w zupełnie obce środowisko, nie ma tam ani rodziny, ani przyjaciół, nie zna nikogo i jeszcze te spartańskie warunki”. I to była prawda. Ale dla mnie to było spełnianie się młodzieńczych marzeń i ideałów. I naszych przedmałżeńskich rozmów, że naszym dzieciom (najpierw Jaśkowi) pokażemy piękny, Boży świat. Ten świat zaczynał się zaraz za progiem, najpierw na podwórku, w lesie, na łące, w sąsiedniej wsi, w szkole, w naszym parafialnym kościele w Strachówce, a potem coraz dalej poza granice.
Obce miejsce stawało się moim miejscem na ziemi. Obcy ludzie znajomymi i przyjaciółmi, a nawet rodzicami chrzestnymi naszych dzieci.

Wczoraj, kiedy wszyscy siedzieliśmy w pustym przepięknym kościele w Strachówce, jakby klamrą zamknęło się ćwierć wieku. Matematycznie się nie zgadza? Nie szkodzi. Dla mnie to była chwila pełni i pokoju. A patrząc na męża i dzieci, i słuchając dzisiejszych czytań liturgicznych spełniły się słowa z Listu do Kolosan „Sercami waszymi niech rządzi Chrystusowy pokój”. Dla mnie. Dzisiaj.

Nie wiem, czy będzie jeszcze jakieś jutro. Mam tylko taką nadzieję. Może nie zdarzy się już taka chwila, że będziemy wszyscy razem. Kto to wie? To mój sposób, żeby zachować i podzielić się z innymi tym, co dla mnie ważne.





A to z profilu fb ojca Kaspra Mariusza Kapronia Ofm, misjonarza z Boliwii. Przeczytane przed chwilą po opublikowaniu posta.

"Modlitwa za Rodzinę" (tłumaczenie polskie)

Oby żadna rodzina nie zaczynała się z jakiegoś przypadku,
I oby nie kończyła się, bo miłości już brak.
Dwóje niech będą jeden w drugim, tak w ciele jak i w myśli.
I niech nikt na tym świecie ośmieli się zniszczyć ich rodzinny dom.
Oby żadna rodzina nie musiała szukać schronienia pod mostem
I niech nikt nie zakłóca życia i pokoju tych dwóch
Oby nikt nie sprawił, że ich życie będzie bez horyzontu
I oby nie musieli żyć z lękając się o to co jutro przyniesie.

Rodzina niech zaczyna się z wiedzą „dlaczego?” i „gdzie?” razem chcą iść
Niech mężczyzna wyryje w sobie łaskę bycia ojcem
A kobieta niech będzie niebem, łagodnością, czułością i ciepłem.
Aby dzieci mogły poznać siłę Miłości

Pobłogosław o Panie rodziny, Amen
Pobłogosław o Panie i moją także!

Niech mąż i żona mają siłę, aby kochać bez miary
I niech nikt z nich nie zaśnie zanim nie powie „Przebacz mi”.
Niech w dziecięcej kołysce zrozumieją czym jest dar życia
I niech tam rodzina świętuje pocałunek i chleb.
Niech małżonek ze swą żoną na kolanach kontemplują swe dzieci
I niech ze względu na dzieci znajdą siłę, aby ciągnąć do przodu.
Niech na ich firmamencie gwiazda, która świeci najjaśniej
To nadzieja pokoju i pewność miłości.

Rodzina niech zaczyna się z wiedzą „dlaczego?” i „gdzie?” razem chcą iść
Niech mężczyzna wyryje w sobie łaskę bycia ojcem
A kobieta niech będzie niebem, łagodnością, czułością i ciepłem.
Aby dzieci mogły poznać siłę Miłości

Pobłogosław o Boże Rodziny, Amen
Pobłogosław o Panie i moją także!

środa, 26 grudnia 2012

Moje Boże Narodzenie


Lubię być w kościele. Nie z obowiązku, przymusu, tradycji, ale z potrzeby. Zachwyca mnie piękno ołtarza, złoto tabernakulum, blask choinek, i światło czerwonych świec. Lubię być w kościele, blisko ołtarza, tak, żeby wszystko widzieć dokładnie, żeby nic i nikt nie oddzielał mnie od miejsca, gdzie dzieje się spotkanie. Mogłabym tak siedzieć i patrzeć, i słuchać, i słuchać, i śpiewać. Właściwie nie ma znaczenia, czy to jest wystrój bożonarodzeniowy, czy adwentowy, wielkopostny, czy zwykły dzień. Nie ma znaczenia, bo Chrystus jest ten sam, ten sam dla mnie.

Nie lubię, gdy mówią "Dzieciątko się narodziło", albo "niech Boże nowo narodzone Dziecię błogosławi", bo wszak Ono narodziło się w jakimś momencie historii, przeszło dwa tysiące lat temu. Dziś, tu i teraz, nie ma Dzieciątka, jest Bóg Jezus Chrystus. Dlatego lubię wspomnienie św. Szczepana pierwszego męczennika. Ta śmierć za poznaną Prawdę ukazuje całość, pełnię- narodzin, męczeństwa, śmierci i zmartwychwstania Słowa, które stało się Ciałem (dla mnie).

Ojciec misjonarz z Boliwii, poznany przez Józefa na fb, Kasper Mariusz Kaproń Ofm tłumacząc Indianom w Boże Narodzenie 2012, trudne słowa św. Jana z Hymnu o Logosie, pisze tak: „To Słowo, które było na początku to „kocham cię”, to „Miłość” i stosuje taki zabieg, janowe Słowo zamienia na 'Kocham cię - Miłość', w efekcie powstaje przekaz:

I MIŁOŚĆ CIAŁEM SIĘ STAŁA
i zamieszkała wśród nas.
I oglądaliśmy Jej chwałę...

Ojciec Kasper pisze - "Może to co zrobiłem to zbyt daleko posunięta ingerencja w biblijny tekst. Jednakże zostało to zrozumiane przez słuchaczy. To odwieczne słowo brzmi „Kocham cię” i mówi je Bóg do człowieka. W pełni je wypowiedział w osobie Jezusa Chrystusa – Miłości wcielonej".

Bardzo mi się to podoba. Zdjęcia z boliwijskiego przedstawienia o Bożym Narodzeniu także.

Boże Narodzenie na wszystkich kontynentach świata, w każdym człowieku może być codziennie. Tak pisała bł Matka Teresa z Kalkuty. Chciałabym, żeby to było moje codzienne doświadczenie, każdego dnia Boże Narodzenie we mnie, we wspólnocie rodziny, szkoły, parafii, gminy.

czwartek, 13 grudnia 2012

"Historia tworzy naszą tożsamość"


Kiedy przyszłam rano do szkoły jeszcze nie wiedziałam jak ważny to będzie dzień. Obudziłam się wcześnie rano. Miałam czas, żeby zajrzeć do Internetu. Posłuchać wiadomości. Dziś 13 grudnia, 31 rocznica ogłoszenia stanu wojennego. W TV wspominają ten dzień. Na stronie IPN film „13 grudnia. Wspomnienie stanu wojennego”. Jak zaznaczyć tę rocznicę w szkole, jak opowiedzieć to uczniom, nauczycielom, pracownikom? Zadanie niełatwe, tym bardziej, że czasu mało, a jeszcze zapowiedziana przez Wójta, aczkolwiek pełna niewiadomych, wizyta Ambasadora Chorwacji. Myśl przyszła z wysoka. Wystarczy pokazać krótki film, oddać głos świadkom historii. Każdy z nas, dorosłych jakoś ten dzień pamięta. Przecież jest Józef, naoczny świadek i uczestnik tamtych wydarzeń, świadek „historii, która tworzyła naszą tożsamość”. Zaśpiewamy wspólnie „Mury” Jacka Kaczmarskiego, opowiem i zaproszę do udziału w akcji IPN Zapalmy Światło Wolności. Będzie dobrze. I było, nie tylko dobrze, ale bardzo dobrze.

Ambasador Chorwacji pan Ivan Del Vechio i samorządowcy -wójtowie ze Strachówki, Jadowa, burmistrz Tłuszcza, Kobyłki, przewodnicząca i wice rady gminy, pani sekretarz,  zasiedli na świetlicy z dziećmi, aby zapatrzeć się i wsłuchać w przejmujący obraz tamtego grudnia. Czułam jak rosło napięcie. Każda wypowiedź była ważna, ale wspomnienia Józefa były poruszające do głębi. Czy tylko mnie? Pewnie nie, bo Ambasador też do tego nawiązał opowiadając, jak ważny to był dzień dla niego. Z jaką nadzieją zniewolone, komunistyczne państwa bloku wschodniego patrzyły na Polskę. Zaśpiewaliśmy „Mury”. Tę piosenkę śpiewałam w studenckim klubie na koncercie Kaczmarskiego i wiele razy podczas manifestacji na Krakowskim Przedmieściu.

A potem dzieciaki wypytywały Ambasadora o różne sprawy, a on z wielką swadą, urzekającą polszczyzną, wielką kulturą, bardzo interesująco na nie odpowiadał. Przesympatyczny, otwarty, bardzo mądry człowiek. Dostrzegły to dzieci, bo słuchały z uwagą i podziękowały wielkimi brawami.

Żegnając się z gośćmi, od burmistrza Kobyłki Roberta Roguskiego usłyszałam „byłem na różnych spotkaniach, ale takiej wspaniałej atmosfery jeszcze nie widziałem, gratuluję”. Powtórzył to dwa razy. Szkoda, że nie był Pan na całym spotkaniu.

Poszłam na mszę świętą, żeby podziękować za to niezwykłe doświadczenie mocy Ducha Świętego, który zamieszkał w naszej szkole. Podziękować za wolną, niepodległą Polskę i Chorwację we wspólnej Europie i za to, że mam/my (a na pewno Józef) udział w jej odzyskiwaniu i tworzeniu. To największe bogactwo, jakie zostawimy naszym dzieciom, innego nie mamy.




środa, 5 grudnia 2012

Skrzydła Anioła

Pamiętam spotkanie, osiem lat temu, w siedzibie Caritas diecezji warszawsko-praskiej na ulicy Kawęczyńskiej. Ksiądz, ówczesny dyrektor, Krzysztof Ukleja mówił o idei szkolnych kół caritas i pytał, kto byłby chętny, aby takie koło założyć w swojej szkole. Wymagało to oczywiście zgody dyrektora placówki. Ja byłam w tej komfortowej sytuacji, że mogłam zgłosić Szkołę Podstawową w Strachówce od razu. W ten sposób byliśmy pierwszym Szkolnym Kołem Caritas w diecezji warszawsko-praskiej.
Wiedziałam, że jest to niejako nasz obowiązek, aby dobrem odpłacić za dobro jakiego ciągle doświadczaliśmy (i doświadczamy) od Caritasu i innych ludzi.

Potrzebujących w gminie było i jest wielu. Przez pierwsze trzy lata opiekowałam się kołem. Wolontariusze chodzili do starszych osób, robili zakupy, pomagali w porządkach, a przede wszystkim po prostu z nimi byli, rozmawiali. Wiem, ile to znaczyło, nie tylko dla samych seniorów, „naszych” babć i dziadkow, ale także dla wolontariuszy. Robiliśmy paczki świąteczne, organizowaliśmy kiermasze, spotkania pokoleń, wspólne wigilie. Organizowaliśmy kolonie letnie i prowadziliśmy je jako wolontariusze, w tym gronie wielu naszych nauczycieli, także byli uczniowie-absolwenci.

W 2008 roku oddałam prowadzenie SKC Basi Janus, naszej nowej (wtedy) nauczycielce. Coś mi mówiło, że to będzie właściwa osoba. Intuicja mnie nie zawiodła. Miałam rację. Basia, jako opiekun wolontariuszy, sprawdziła się i sprawdza w 100 procentach. A mnie współpracuje się z nią wspaniale. Basiu dziękuję.

Dziś, w Dniu Wolontariatu, nasze koło odebrało z rąk księdza biskupa Marka Solarczyka nagrodę „Skrzydła Anioła”. To ogromne wyróżnienie. Ktoś z zewnątrz zauważył, docenił naszą pracę. Potwierdził słuszność drogi, którą przed laty wybraliśmy. Piszę my, bo myślę o swoim małżeństwie, rodzinie, ale także szkole, którą kieruję. Wyrasta ona bowiem z tego samego korzenia, z tego, co we mnie najgłębsze, najważniejsze, co jest wartością mojego życia, z wiary w Jezusa Chrystusa. On daje mi siły, wskazuje drogę, jest Światłem w ciemności. Tak. To moje wyznanie wiary na tym blogu. Choć nie słowa, a czyny pójdą za mną, za nami.

Patrzę na naszą szkołę, uczniów, rodziców, nauczycieli, pracowników jak na wspólnotę, a nie jak na instytucję. I chociaż (oczywiście) obowiązują w niej prawa określone ustawami, te spisane i zwyczajowe, to nie one są najważniejsze. Wspólnota ludzi, może czasem (często?) ułomna, ale idąca od wielu już lat w tym samym kierunku, z tą samą wizją.

Tylko ta perspektywa pozwala trwać i pracować nawet wtedy, gdy w sposób jawny i ukryty pracownik tej szkoły walczy ze mną, neguje, deprecjonuje, podważa decyzje i całą tę drogę. To szkodzi nie tylko mnie, dyrektorowi, szkodzi nam wszystkim, całej wspólnocie. Najbardziej szkodzi naszej(!) szkole. Codziennie czujemy to na sobie i z lękiem próbujemy ominąć. Jestem/jesteśmy jak sparaliżowani. Musimy się otrząsnąć i wzbić ponad ułomności.

W poczuciu odpowiedzialności za szkołę, za całe dobro, które się wydarzyło i dzieje, za każdego ucznia, nauczyciela, rodzica, pracownika, w perspektywie „Skrzydeł Anioła” nie wolno mnie, nam milczeć.
Nie wolno przyjmować postawy strusia i myśleć, że jak schowamy głowę, to problemu nie będzie. To nasz wspólny problem. Jak go rozwiązać?





niedziela, 2 grudnia 2012

Mój początek adwentu.


Zaczął się Adwent. Dla mnie zaczął się od rekolekcji, a to dzięki zaproszeniu księdza Antoniego i Grażynki i Krzysztofa Kalinowskich. Rekolekcje rozpoczęły się w Sulejówku Miłosnej. Ksiądz Antoni po prostu zaprosił nas do siebie. Było pięknie. Po pierwsze dlatego, że była okazja porozmawiać i obejrzeć gospodarskie cuda księdza Antoniego. Piękna rzucająca się w oczy elewacja, nowe okna i drzwi wielkiego gmachu plebani. Kostka wokół kościoła, brama, oświetlenie, witraże. W budynku starej plebani przedszkole, do którego uczęszcza 60 dzieci.
Pamiętam jak to wyglądało jeszcze trzy lata temu.

Po drugie i najważniejsze to Msza Święta i to, co mówił ojciec Paweł OMI Oblat Maryii Niepokalanej z Kodnia. Ojciec zaczął od pytania w kontekście zaczynającego się adwentu „Na co czekasz?” No właśnie na co czekam? Starałam się znaleźć sensowną odpowiedź, ale z tyłu głowy pojawiła się myśl … na nic nie czekam. Dalsze rozważanie księdza poruszyło pewnie nie tylko mnie. „Ludzie czekają na wiele rzeczy, w zależności od stanu i wieku. Temu czekaniu towarzyszy lęk i niepokój, wystarczy popatrzeć ludziom w oczy... . Czy ktoś odpowiedział sobie- czekam na Chrystusa, odpowiedź nas zawstydza”. Ojciec Paweł (choć młody) na koniec rekolekcyjnej nauki przywołał swoje doświadczenie towarzyszenia w śmierci sędziwego brata ze swojego zgromadzenia. „Umarł tak jak żył,z wielką radością”. Powiedział ks Paweł. I przytoczył treść esemesa Szymona Hołowni, który ten wysłał do swojej znajomej w Rzymie w niedzielę, dzień po śmierci Jana Pawła II „Co robić by tak żyć i tak umrzeć?” Czy wystarczy ewangeliczne czuwajcie?

Spotkanie ojca Pawła było ważne z jeszcze jednego, a właściwie dwóch powodów. Nasz syn Andrzej ochrzczony został podczas ekumenicznego spotkania w maju 1996 roku w Kodniu. Teraz przygotowuje się do bierzmowania. Nie możemy jechać do Kodnia, bo nie mamy za co i czym, a potrzebne jest świadectwo chrztu. Ksiądz Paweł spadł nam jak z nieba i sprawę załatwi. A po drugie przywołał z pamięci wiele pięknych chwil spędzonych w Kodniu. Na spotkaniach ekumenicznych w koście św. Ducha na wieczornych czuwaniach, pielgrzymkę do Jabłecznej, mszę świętą w Kostomłotach jedynej w Polsce parafii unickiej, kochaną „babcię” Hałaszkową, do której na krótki nocleg szło się pewnie z godzinę. Pielgrzymki z każdym naszym poczętym dzieckiem przed jego urodzeniem. Pielgrzymkę z seniorami ze Strachówki (którą wspomniał dziś przy obiedzie ks. Antoni) chyba jakieś cztery lata temu, zanim jeszcze udało się wmówić mieszkańcom, że historia tych działań zaczęła się od powstania miejscowego stowarzyszenia.
Kodeń to moje ukochane sanktuarium, przepiękne miejsce na ziemi. Może kiedyś tam jeszcze pojedziemy.

A z rzeczy pięknych, które widziałam w ciągu weekendu to niezwykła dobranocka w Zespole Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej w Strachówce. Było wspaniale. Dziękuję Basi i jej dzieciakom z klasy drugiej. Jeśli ktoś będzie chciał wiedzieć więcej niech zajrzy na naszą stronę 
Ciekawe było także obrzędowe (andrzejkowe) przedstawienie pań z Koła Gospodyń Wiejskich ze Strachówki i gimnazjalistek, na które otrzymałam zaproszenie od pana Jacka Knapa wiceprezesa Stowarzyszenia Przyjaciół Strachówki. Dziękuję. Odbyło się w świetlicy wiejskiej, w sobotnie, szare popołudnie. Byłoby jeszcze piękniej, gdyby światła było więcej, cienia mniej ścielącego się na wszystko.
A przecież „Poszli w ciemno za Światłem”, czy my też?