Dziś na Mszy Świętej przyszła do mnie nieoczekiwanie myśl, że muszę opowiedzieć o moim życiu w Annopolu, a właściwie o moim doświadczeniu rodziny. Skąd wzięła się ta myśl, w którym momencie i dlaczego była tak silna. Najpierw pojawiła się w czasie liturgii słowa. Była odpowiedzią na zdanie z Listu do Kolosan „I bądźcie wdzięczni”. Wdzięczni? Pomyślałam. Bądź wdzięczna. Tak. Jestem wdzięczna. Jestem za całe, niełatwe, piękne życie w Annopolu.
Dlaczego tak mi się pomyślało? Dlaczego właśnie teraz? Nie wiem. Myśli krążą wokół rodziny. Bynajmniej nie jest to ani czułostkowość, ani egzaltacja, ani nadmiar uczuciowości. To jakieś wewnętrzne przynaglenie. Może w kontekście dzisiejszego święta, niedzieli Świętej Rodziny, a może, nawet bardziej, ostatnich doświadczeń. Od kiedy Jasiek studiuje w Glasgow, a dzieci w ponadgimnazjalnych szkołach rzadko się zdarza, że w domu gromadzimy się wszyscy. W piątek był taki moment, że byliśmy całą dziewiątka, a właściwie dziesiątka, bo Jasiek był z Katy.
Dziewczyna ze Szkocji, która przyjechała do Polski, żeby poznać jego rodzinę stała się przyczyną podróży w czasie. Były więc wspominki z dzieciństwa naszych dzieci, oglądanie zdjęć, przeglądanie rodzinnych pamiątek. Był kalendarz na 2013 rok, który otrzymaliśmy od Katy (przez nią zrobiony) z naszymi rodzinnymi zdjęciami z Annopola. Piękny. Jasiek wyciągnął kilka, moich i Józefa, listów sprzed 25 lat i po cichutku tłumaczył fragmenty na angielski. Zosia przeczytała fragment i powiedziała pół głosem „głupio jakoś tak, kiedy o swojej miłości mówią rodzice”. Zajrzałam i ja, żeby zobaczyć, co ich tak peszy, cieszy, dziwi, onieśmiela. I poczułam radość.
To nie jest zwykła, banalna historia. I to nie my jesteśmy jej autorami. A moje życie w annopolskim ogrodzie jest tego potwierdzeniem. Ta myśl ucieszyła mnie najbardziej.
Kiedy w 1989 roku postanowiliśmy zamieszkać w starym domu wszyscy stukali się w czoło i pytali, co będziecie tam robić? A my odpowiadaliśmy „będziemy kustoszami miejsca, będziemy zapalać światło Matce Bożej w ogrodzie”. Dziwili się i trochę chyba mnie żałowali „dziewczyna z miasta idzie na wieś, w zupełnie obce środowisko, nie ma tam ani rodziny, ani przyjaciół, nie zna nikogo i jeszcze te spartańskie warunki”. I to była prawda. Ale dla mnie to było spełnianie się młodzieńczych marzeń i ideałów. I naszych przedmałżeńskich rozmów, że naszym dzieciom (najpierw Jaśkowi) pokażemy piękny, Boży świat. Ten świat zaczynał się zaraz za progiem, najpierw na podwórku, w lesie, na łące, w sąsiedniej wsi, w szkole, w naszym parafialnym kościele w Strachówce, a potem coraz dalej poza granice.
Obce miejsce stawało się moim miejscem na ziemi. Obcy ludzie znajomymi i przyjaciółmi, a nawet rodzicami chrzestnymi naszych dzieci.
Wczoraj, kiedy wszyscy siedzieliśmy w pustym przepięknym kościele w Strachówce, jakby klamrą zamknęło się ćwierć wieku. Matematycznie się nie zgadza? Nie szkodzi. Dla mnie to była chwila pełni i pokoju. A patrząc na męża i dzieci, i słuchając dzisiejszych czytań liturgicznych spełniły się słowa z Listu do Kolosan „Sercami waszymi niech rządzi Chrystusowy pokój”. Dla mnie. Dzisiaj.
Nie wiem, czy będzie jeszcze jakieś jutro. Mam tylko taką nadzieję. Może nie zdarzy się już taka chwila, że będziemy wszyscy razem. Kto to wie? To mój sposób, żeby zachować i podzielić się z innymi tym, co dla mnie ważne.
A to z profilu fb ojca Kaspra Mariusza Kapronia Ofm, misjonarza z Boliwii. Przeczytane przed chwilą po opublikowaniu posta.
"Modlitwa za Rodzinę" (tłumaczenie polskie)
Oby żadna rodzina nie zaczynała się z jakiegoś przypadku,
I oby nie kończyła się, bo miłości już brak.
Dwóje niech będą jeden w drugim, tak w ciele jak i w myśli.
I niech nikt na tym świecie ośmieli się zniszczyć ich rodzinny dom.
Oby żadna rodzina nie musiała szukać schronienia pod mostem
I niech nikt nie zakłóca życia i pokoju tych dwóch
Oby nikt nie sprawił, że ich życie będzie bez horyzontu
I oby nie musieli żyć z lękając się o to co jutro przyniesie.
Rodzina niech zaczyna się z wiedzą „dlaczego?” i „gdzie?” razem chcą iść
Niech mężczyzna wyryje w sobie łaskę bycia ojcem
A kobieta niech będzie niebem, łagodnością, czułością i ciepłem.
Aby dzieci mogły poznać siłę Miłości
Pobłogosław o Panie rodziny, Amen
Pobłogosław o Panie i moją także!
Niech mąż i żona mają siłę, aby kochać bez miary
I niech nikt z nich nie zaśnie zanim nie powie „Przebacz mi”.
Niech w dziecięcej kołysce zrozumieją czym jest dar życia
I niech tam rodzina świętuje pocałunek i chleb.
Niech małżonek ze swą żoną na kolanach kontemplują swe dzieci
I niech ze względu na dzieci znajdą siłę, aby ciągnąć do przodu.
Niech na ich firmamencie gwiazda, która świeci najjaśniej
To nadzieja pokoju i pewność miłości.
Rodzina niech zaczyna się z wiedzą „dlaczego?” i „gdzie?” razem chcą iść
Niech mężczyzna wyryje w sobie łaskę bycia ojcem
A kobieta niech będzie niebem, łagodnością, czułością i ciepłem.
Aby dzieci mogły poznać siłę Miłości
Pobłogosław o Boże Rodziny, Amen
Pobłogosław o Panie i moją także!