Jak ten rok szybko minął. Powtarzaja wszyscy, szczególnie nauczyciele. W szkole czas chyba szybciej biegnie. Wczoraj odbyło się zakończenie. Ostatnie dni były bardzo pracowite. Rada klasyfikacyjna, wystawianie ocen. To zawsze trudny moment.
System oceniania to słaby punkt polskiej oświaty. Doświadczam tego jako nauczyciel, który musi ocenić całoroczną pracę ucznia, ale także jako matka, której dzieci chodzą do różnych szkół, od podstawówki po uniwersytet. Najlepiej w tym przeglądzie wypada ocenianie na Uniwersytecie w Szkocji. Stamtąd zresztą (W Brytania) przejęliśmy tzw. „ocenianie kształtujące”, które wprowadzamy w naszej szkole.
Oczywiście nie jest to obowiązujący model (dlatego tak trudno), to tylko nasza dobrowolna, dodatkowa praca, aby ocenianie uczynić bardziej „ludzkim”, adekwatnym do pracy, wysiłku, postępów dziecka. Jak pogodzić te dwa, tak różne w swojej filozofii modele?
Przyzwolenie w polskim systemie na drugoroczność (powtarzanie klasy) także jest źródłem wielu frustracji, napięć, moralnych rozterek. Z jednej strony chcemy uczyć pracowitości, systematyczności, rzetelności, sumienności i tego, że wszystko wymaga wysiłku, a z drugiej jest nam przykro kiedy po wyczerpaniu wszystkich sposobów motywowania do pracy i na koniec trzeba postawić jedynkę. Kiedy polski system zdejmie z nauczycieli ten okropny balast odpowiedzialności i zlikwiduje drugoroczność? Na szczęście wrócimy do tego dopiero za dwa miesiące, teraz są wakacje.
We wtorek uczestniczyłam w wyjazdowym posiedzeniu komisji oświaty. Radni wybrali się do Kozłów, żeby na własne oczy zobaczyć jak funkcjonuje przedszkole, a właściwie Zespół Szkolno-przedszkolny. "Koziołkowo Małe" realizowane jest z funduszy unijnych. Zanim jeszcze były unijne pieniądze Ania Góraj, dyrektorka zespołu zorganizowała filię przedszkola, bo taka była potrzeba. Dziś są dwie duże grupy trzylatków i czterolatków. Na małym korytarzu postawili kilka stolików robiąc w ten sposób stołówkę, wygospodarowali pomieszczenie na małą kuchnię, mają salkę do rehabilitacji, zatrudniają psychologa, logopedę, pedagoga, prowadzą różnorodne zajęcia wspierające rozwój dziecka. Mają nawet kucyka i bryczkę.
Kiedy przy gościnnym stole gospodarzy zapytałam, w czym tkwi tajemnica sukcesu, odpowiedź była jedna „w dobrej współpracy między różnymi podmiotami w gminie – stowarzyszeniami, szkołami, gminą etc., w przyjaznych relacjach między ludźmi”. Punktem wyjścia nie może być pozyskiwanie pieniędzy (to jest rodzaj choroby nazywanej już dość powszechnie grantozą), punktem wyjścia musi być tworzenie dobrych, partnerskich relacji w gminach i kształcenie ludzi na swoim terenie. Potwierdzają to doświadczenia wielu gmin w całej Polsce, które odniosły sukces. My po szesnastu latach „łab-szczyzny” jesteśmy na początku drogi, tym trudniejszej, że inni wyprzedzają nas we wszystkim.
Wczoraj zupełnie nieoczekiwanie, dzięki informacji od Jadzi, znalazłam się w Jadowie na spotkaniu z Marszałkiem województwa mazowieckiego Adamem Struzikiem. Przyjechał na zaproszenie wójta Darka Kokoszki, żeby zobaczyć gminę. Był bardzo bezpośredni. Mówił żywo, interesująco. Spotkanie miało charakter otwarty. Była okazja do rozmowy, zadania pytań. Oczywiście nie omieszkałam zapytać o długotrwałą procedurę rozpatrywania wniosków tzw. "małych projektów" programu Lider (LGD).
Marszałka bardzo zainteresowało Stowarzyszenie Rzeczpospolita Norwidowska i nasze działania. Nie dziwię się. To znak rozpoznawczy Strachówki, to wiele lat naszej pracy i upominania się o najpiękniejszą historię naszej wspólnoty lokalnej, o Rzeczpospolitą Norwidowską.
Strachówka ma jeszcze jedno oblicze, które nazwał sam Marszałek, porównując ją do „Konopielki”. Kto zna książkę Edwarda Redlińskiego lub film wie, że niestety nie jest to porównanie chwalebne. To jakby poprzedniczka "Rancza". Jak może być inaczej, jeśli w XXI wieku nie ma u nas ani metra wodociągu, kanalizacji, przedszkola, domu kultury, a zapóźnienia cywilizacyjne sytuują naszą gminę w grupie „30 najbardziej zacofanych gmin województwa”. I nie są to moje słowa, a marszałka Struzika, który wspomniał również o tym, że przez ponad 10 lat (od kiedy sprawuje funkcję) ani razu nie miał okazji spotkać, ba nawet usłyszeć o byłym wójcie ze Strachówki. Smutne i straszne.
Ktoś powie "było, minęło". Nie minęło. Nie można postawić grubej kreski, zapomnieć, bo budować nowe można tylko na prawdzie i pamięci. Straconego czasu nie da się nadrobić, straconych szans również, ale przed nami jest nadzieja i długa droga budowania i odbudowywania (także społecznych relacji).
Święte słowa. Jak to dobrze, że to już nie tylko ja mówię tę oczywista oczywistość. Że mówią oficjalne władze województwa, powiatu, ministerstw.
OdpowiedzUsuńNazwanie prawdy, nie żeby potępiać i się pastwić, ale żeby móc ruszyć naprzód. BEZ PRAWDY NIE MA WOLNOŚCI - uczył Jan Paweł II. Można ignorowac jego naukę, tylko po co?
Kolejność jest taka - poznanie i uznanie prawda, trwanie przy niej, pojednanie, program naprawy. Budowa pięknych planów w pojedyńczych głowach, w izolacji od historii gminy (prawdy) i związanych z nią ściśle mieszkańców jest niestety próbą rozwiązania "kwadratury koła". Ci mieszkańcy - wszak - którzy są tak ściśle związani z historią gminy, są najbardziej zaangażowanymi mieszkańcami, najbardziej pro-reformatorskimi i najbardziej przygotowanymi do odegrania ról liderów w tym okresie rozwoju Polski w UE.
To, że prawda w oczy kole, nie znaczy, że trzeba budować na ruchomych piaskach (vide: niedawnych przeciwnikach i filarach "starego").