Rano, za pocztem sztandarowym ustawiła się kolumna uczniów wszystkich klas, od maluchów po gimnazjum. W takim szyku przeszliśmy do kościoła. Odezwały się dzwonki rozpoczynające Mszę świętą, a z chóru popłynęła melodia hymnu szkoły śpiewanego przez uczniów przy akompaniamencie Pawła, nauczyciela języka angielskiego. Było bardzo podniośle. Ksiądz Andrzej powiedział piękne kazanie, modlitwą powszechną ogarnęliśmy całą wspólnotę Rzeczpospolitej Norwidowskiej, jej historię i przyszłość. W procesji z darami dzieci przyniosły do ołtarza Chleb Norwidowski, dar i wypiek Eli Orzechowskiej, łamany i dzielony przez wspólnotę szkolną i eucharystyczną zarazem po mszy. Po powrocie do szkoły odbyła się krótka część artystyczna (wielkie podziękowanie dla Kariny, Oli, Dominika, Dominiki, Andrzeja z klasy III gimnazjum). O rozmowie norwidologów na temat wartości w twórczości Cypriana Norwida podczas warszawskiego seminarium opowiedział Józef.
Kolejnym elementem dnia była norwidowska gra terenowa. Wymagała od organizatorów niezwykle precyzynej logistyki. Uczniowie zostali podzieleni na 10 międzyklasowych grup. Każda otrzymała nazwę, mapę, każdej został przydzielony nauczyciel-opiekun: Poeta, Romantyk, Wieszcz, Grafik, Emigrant, Prozaik, Chrześcijanin, Patriota etc. Wokół szkoły stali „punkto-wymiatacze”- gimnazjaliści ze specjalnymi zadaniami dla grup. Czegóż tam nie było? Pisanie prawdziwym gęsim piórem, rapowanie i inne śpiewanie wiersza Norwida, układanie puzzli norwidowskich akwareli (żeby otrzymać do nich elementy należało trafić piłką do kosza). Ta sztuka udawała się nielicznym. Trzeba było przedzierać się przez „pajęczą sieć”, aby zdobyć kolejne punkty. W tym czasie klasy I-III uczyły się hymnu szkolnego i interpretowały plastycznie wiersze Norwida lub - jak klasa I - rysowały to, co zobaczyłby Norwid, gdyby dziś spacerował ulicami Strachówki.
Zabawa była świetna. Podsumowania i prezentacji dokonaliśmy na sali gimnastycznej. Obejrzeliśmy też od razu zdjęcia z mijającego dnia. Pomyślicie - dość, to pewnie był już koniec. Nie, nie! To nie był jeszcze koniec świętowania. Wychowawcy przygotowali niespodziankę dla swoich klas. Zaprosili je do sal i wnieśli zrobione własnoręcznie torty i ciasta lub inne urodzinowe słodkości (z własnej i nieprzymuszonej woli, z miłości, która jest w motcie szkoły). Tego jeszcze nie było!. W 190 rocznicę patrona szkoły uczniowie z przejęciem gasili świeczki na urodzinowych tortach. I w pokoju nauczycielskim wszyscy nauczyciele i pracownicy częstowali się tortem specjalnie dla nich przygotowanym przez Mariolę, która nie ma w tym roku wychowawstwa.
Kiedy opowiadałam o tym dniu w starostwie i w Dąbrówce dyrektorowi Szkoły Podstawowej im. Cypriana Norwida, wszyscy się zachwycali. Mówili z uznaniem „ma pani świetnych nauczycieli”, „wspaniały pomysł”. Ja też tak uważam. To był genialny pomysł.
Kochani nauczyciele, szczególnie ci, którzy myślą inaczej (nie ma wśród nas idealnej jedności i jednomyślności) po dwudziestu, trzydziestu latach, kiedy może nas już nie będzie, nasi uczniowie nie będą pamiętać tematów lekcji, ułamków, aktów prawnych, projektów. Będą pamiętać takie poniedziałkowe chwile, w których zajaśniał po prostu człowiek, osoba - nie nauczyciel-funkcjonariusz państwowy.
"Kto pracował na miłość, ten potem z miłością pracować będzie. To jest szczęściem prawdziwym - tutaj innego szczęścia nie masz!"
Dziękuję tym, którzy to rozumieją.